"We are the champions, my friend !"

17.09.2017

Tak, tak, to nie żart: na I Mistrzostwach świata w Jeżdzie Bez Ogłowia w Partynicach Kinia ku naszej wielkiej dumie i radości zajęła 3 miejsce, zdobywając tym samym tytuł II Wicemistrza świata !!! Jesteśmy z niej bardzo dumni i bardzo gorąco jej gratulujemy !



Ten rok jest pełen naszych startów w rozmaitych zawodach towarzyskich, ale wziąć udział w zawodach mających w nazwie "mistrzostwa świata" to naprawdę rzecz wyjątkowa. Jeśli ktoś z czytających ten tekst jest zdziwiony, to proszę sprawdzić osobiście np. w Google: dotąd tej rangi zawodów tego typu nie było nigdy i nigdzie. Dopiero panowie Mickunas i Sawka zdecydowali się nadać rozgrywanym od kilku lat mistrzostwom Polski tę rangę - i byli w tym pierwsi ! Swoistej nobilitacji przyczyniało imprezie to, że była ona elementem obchodów Europejskiego Dnia Konia 2017, który dzięki inicjatywie stowarzyszenia miast promujących się przez konie Euro Equus odbywał się równocześnie w miastach: Jerez de la Frontera (Hiszpania), Golega (Portugalia), Waregem (Belgia), Pardubice (Czechy) no i oczywiście Wrocław. W tej sytuacji grzechem nie byłoby skorzystac z okazji i ni wystartować.

Pomysł startu w tej imprezie oczywiście zrodził się w głowie Gosi. Ja zaś mu przyklasnąłem widząc, że nasze dziewczyny coraz chętniej i coraz sprawniej pomykają na grzbiecie Ganimedesa. To jednak trzeba też powiedzieć, że nie był to ot, taki sobie zwykły start dla zabawy. Przygotowania do tych zawodów były bardzo długie i nadzwyczaj żmudne. Wylano wiele wiader potu na treningach, a i zdarzało się, że łzy młodym amazonkom pociekły. Obie panie jednak dzielnie i twardo robiły swoje, a że szło im doskonale, więc tym większe słowa uznania im się obu należą.

Marysia z pewnych względów zrezygnowała ze startu na kilka dni przed zawodami. Szkoda, ale w sumie nic jednak straconego - umiejętności i doświadczenia zdobyte do tej pory z całą pewnością zaprocentują w przyszłym roku. Do Wrocławia wyruszyliśmy więc tylko Kinią, w piątek, tuż po zakończeniu zajęć w szkole. Jazda odbyła się gładko, a Ganiś był nadzwyczaj cierpliwym koniem - grzecznie znosił trudy podróży, która z powodu naszej chronicznej i nieuleczalnej niechęci do systemu Viatoll odbywała się zwykłymi drogami, a nie autostradą, przez co trwało to około 4 godzin. Szybko też zaaklimatyzował się na miejscu, w swoim wypełnionym słomą "do wypęku" boksie. Po krótkim odpoczynku skorzystaliśmy z okazji i dzięki uprzejmości organizatorów mogliśmy odbyć trening na obu halach.



Także i tu Ganimedes okazał się rumakiem zaskakująco dzielnym, znosząc cierpliwie nowe, nieznane sobie wcześniej miejsce i całe zamieszanie, jakie tam było. A działo się, oj, działo - swych sił próbowali naraz i ujeżdżeniowcy, i skoczkowie, i zawodnicy westu, i wreszcie osoby, które między konkursami miały dawać pokazy dla publiczności. 60 koni na hali to już niezły tłok, Kinia musiała więc bardzo uważać. Obyło się jednak bez żadnych przygód, co trzeba złożyć przede wszystkim na karb tego, że wszystkie co do jednego konie były zwierzętami nadzwyczaj spokojnymi i posłusznymi, nie sprawiającymi właścicielom żadnych kłopotów. Nasza amazonka zaś bardzo ładnie "robiła swoje", dobrze dogadując się z koniem, a do tego prowadząc go nie tylko uważnie, ale jednocześnie też z odpowiednią szczyptą luziku i z uśmiechem. O tym, że uśmiech jest ważny podczas jazdy oknnej, a szczególnie na zawodach, mówiłem jej nieraz - nasza córa wzięła to sobie do serca, co zresztą dało pozytywny efekt; o tym jednak za chwilę.



Mistrzostwa w swym programie zawierały skoki przez przeszkody, ujeżdżenie, western horsemanship, trail i próbę Caprillego. Oferta dla widzów była więc bogata, jednak z uwagi na start Kini nie było okazji obejrzeć wszystkich konkurencji. Mogłem jednak pierwszego dnia zobaczyć zawody skokowe i część ujeżdżeniowych zarówno w kategoriach juniorów, jak i seniorów. Gosia z Kinią w tym czasie rozprężały Ganiego na placu za halą, chcąc go oswoić ze startem pod nieobecność innych koni.



Ujeżdżenie sędziowali panowie Wojciech Mickunas i Krzysztof Skorupski. Tu trzeba powiedzieć, że konkursy dla juniorów były konkursami na styl (upowszechnionymi przez PZJ stosunkowo niedawno temu), zatem sędziowanie odbywało się według nieco odmiennych zasad, niż podczas "klasycznych" zawodów. Oceniano umiejętności konia i jeźdżca przez pryzmat harmonii przejazdu, płynności, sposobu użycia pomocy, a w przypadku programów typu kür - także choreografię i dobór muzyki. Sędziowie przyznawali oceny cząstkowe w skali 0-10, z których wyliczano średnią końcową ocenę każdego sędziego. Te oceny od sędziów były sumowane i stanowiły wynik końcowy pary.



W konkurencji ujeżdżenia juniorów Kinia wystartowała jako druga w progranmie D-2. Było to więc takie trochę "rzucenie na głęboką wodę", jednak amazonka zdawała się nie przejmować tym w ogóle. Objeżdżając czworobok przed startem nie była, bynajmniej, spięta. Wręcz przeciwnie, miała "banana" na pyszczku i widać było, że start ją po prostu cieszy. A to z kolei cieszyło bardzo nas. Wjechała na czworobok i zamiast tylko klasycznego jednego ukłonu sędziemu głównemu złożyła ukłon także sędziemu bocznemu, czym zdaje się mocno go zaskoczyła i niesamowicie urzekła ! .



O samym przejeździe mogę powiedzieć tyle, że po prostu nasza para zrobiła dobrą robotę - tak, jak na treningach. Początkowo rozkojarzony nieco Gani szybko wziął się w garść (choć przecież nie ma garści, tylko kopyta ), a zawodniczka zrobiła bardzo dobrze to, co do niej należało. Znając możliwości obojga doprawdy grzechem byłoby do czegokolwiek przyczepić - zwłaszcza, że przecież bez ogłowia para jeździ bardzo krótko. A "zakręcony" sytuacją Gani doskonale pokazał kłusy i dodania w galopie.



Bardzo dobry przejazd dał parze miejsce 5-te. Dopiero piąte ? Aż piąte ? Trudno wyrokować. Jest faktem, że pan Mickunas oceniał występy zawodników nadzwyczaj surowo. Kinia dostała u niego 5-ki we wszystkich kategoriach - to jednak wcale niemało biorąc pod uwagę, że najwyższą przez niego oceną przyznaną w skali całych zawodów było 5,8 punkta. O ile był on jednak "złym gliniarzem", o tyle pan Skorupski - wręcz przeciwnie. Oceniał wszystkich łagodniej, choć oczywiście według tych samych dla każdego reguł. Suma punktów Kini po pierwszym konkursie wynosiła 11,67. I co by nioe mówić, był to wynik lepszy niż połowy seniorów przy tych samych kryteriach i sposobie sędziowania.

Po zmaganiach pierwszego dnia przyszedł czas na luzik - posiłek, pooglądanie innych konkursów i na koniec zasłużony odpoczynek w hotelu. Udało się też jeszcze w kuluarach zapytać sędziego głównego o to, co należałoby poprawić na przyszłość - aczkolwiek nie udało się zwrotnie otrzymać jednoznacznej odpowiedzi.

Nastęny dzień zaczął się od porannego karmienia po ciemku koni (liczba mnoga, bo nie tylko swojego ! ), a później - śniadania na trawie.



W drugim konkursie, następnego dnia, zawodnicy jeździli do muzyki. Prezentowany miał być program dowolny na poziomie conajmniej P-5. Kinia miała przygotowany podkład w nieco południowo-iberyjskich rytmach, do m.in. fragmentów "Macareny" Los Del Rio, "Ni Tu Ni Yo" Jennifer Lopez i "Despacito" Luisa Fonsi.



I znów: przejazd był poprawny, choć nieco niedokładnie wyjechany łuk poskutkował na początku programu lekkim niezgraniem z muzyką. Później już było jednak dobrze - po prostu dokładnie tak, jak dnia poprzedniego. To, nad czym jeszcze warto będzie natomiast w przyszłości popracować, to chody boczne.



Program spodobał się bardzo panu Skorupskiemu, który - jak się potem okazało - przyznał zań przygarść 7-mek i 8-mek; zdaje się, że również grrroźny pan Mickunas raczył podzielać tę opinię, stawiając 6-kę , choć w ocenach "technicznych" był tradycyjnie bardzo zasadniczy.



Start Kini rozpoczynał niedzielny konkurs ujeżdżenia; po niej startowały pozostałe pary. Pochwalić trzeba m.in. bardzo ładny technicznie przejazd Karmeny Kułagi na kucu - nomen omen - Ideał. Klasą samą w sobie była natomiast startująca jako ostatnia Aleksandra Błachno na Irlandce. Oba jej przejazdy pod względem technicznym były naprawdę doskonałe, widać było, że mimo młodego wieku dziewczyna ma duże doświadczenie w jeździe bez ogłowia i bardzo dobrze wyszkolonego wierzchowca.



Konkurs juniorów kończył całość ujeżdżenia, tuż po ostatnim przejeździe odbyła się wspólna z seniorami dekoracja. Wszyscy wjechali na halę i zaczęła się przydługa chwila nieceierpliwego czekania na końcowe wyniki. Czekając wraz z zawodnikami na werdykt wiedziałem, że nie będzie gorzej, niż wczoraj, ale widząc wszystkie przejazdy po cichu liczyłem na awans Kini o jedno "oczko".



Sędziowie zaczęli czytać wyniki jak zwykle poczynając od ostatniego miejsca. Gdy dotarli do miejsca piątego i padło nazwisko Miłosławy Ciupińskiej na Lavie, wiadomo było, że będzie dobrze. Jednak zaskoczeniem było ogłoszenie miejsca 4-go - Julii Lubowskiej na Grace. Wtedy już nasza mała sensacja była pewna - i po paru sekundach się potwierdziła: miejsce trzecie zajęła Kinia i Ganimedes ! Radośc była przeogromna, co zresztą widać po uśmiechu amazonki ! 12,38 punkta za drugi przejazd dało razem 24,05 punktu - i to tylko ze stratą 0,25 punktu do Karmeny Kułagi. A mistrzynią zasłużenie została Ola Błachno (26,46 pkt) - gratulujemy !







Potem było "pudło"...



...medal, nagrody i gratulacje...



...pamiątkowe zdjęcia...



...i oczywiście runda honorowa - tym razem do "We Are The Champions" Queen.







A w konkursie ujeżdżenia seniorów wygrała Anna Zenl na koniu Egist (30,42 pkt) przed Agnieszką Bienert na Idolu (tym samym; 28,43 pkt) i Joanną Pawlak na Jedwabnym Pyle (27,01 pkt). Gratulacje !



Po ujeżdżeniu rozpoczął się konkurs westu, nas jednak czas gonił, bo znów zapowiadała się nam długa i dość męcząca podróż. Uciążliwy powrót do domu w strugach deszczu, który rozpoczął się z chwilą naszego wyjazdu z Wrocławia, nie był w stanie zepsuć nam humorów. Było wesoło, gadatliwie , radośnie. I dopiero pod koniec podróży okazało się, że bohaterowie już są trochę zmęczeni... I ci dwunożni, i ci czworonożni chyba też...



A teraz kilka słów ogólnie o imprezie: przede wszystkim wielkie słowa uznania dla organizatorów i wszystkich osób zaangażowanych w to, że tego typu zawody odbywają się już po raz kolejny. Duże zainteresowanie zawodników (58 koni, 65 jeźdźców, prawie setka przejazdów !) oraz pękające w szwach trybuny mówiły same za siebie. Dobra organizacja, wszechstronność rozgrywanych konkurencji, urzekające pokazy pomiędzy startami, dobre zaplecze pamiątkowe, gastronomiczne i parkinkgowe dla widzów, dobrze zorganizowana stajnia dla "przyjezdnych" koni - słowem: tak właśnie powinna zawsze wyglądać popularyzacja sportów jeździeckich !

Parę rzeczy jednak można by nieco zmodyfikować. Na pewno przydałoby sie troszkę lepsze nagłośnienie i listy wyników rozwieszane nie tylko na drzwiach biura zawodów. Warto by na listach podawać, skąd dana para jest - i tak wiadomo było, że większość osób jest związana Partynicami, ale przecież nic w tym złego. Chyba biorąc pod uwagę gusta publiczności warto by też konkursy westowe, triale i próby Caprillego rozgrywać jako pierwsze, w godzinach przedpołudniowych, gdy jeszcze nie ma kompletu widzów. Te konkurencje dla osób niezbyt interesujących się jeździectwem są niestety po prostu długie i raczej nudnawe, co zresztą widac było po opuszczanych w pewnych momentach trybunach. Moim zdaniem tego typu zmiany poprawią jeszcze oidbiór imprezy i przez startujących, i przez oglądających.

Zaś co do poziomu par - cóż, był bardzo zróżnicowany, ale w załączeniu jak rozumiem miały być to zawody dla wszystkich. I bardzo dobrze. Jednak nieśmiało zasugerowałbym, by generalnie podnieść nieco poziom i atrakcyjność wizualną zmagań. Na przykład przeszkody trialowe były niemalże takie same w każdym z konkursów (a przynajmniej nie różniły się znacznie), a co do trudności, to szczerze powiem, że w typowych zawodach TREC bywają one na ogół trudniejsze (nie wspomnę, ze też bardziej urozmaicone), a są dzielnie pokonywane przez amatorów.

To tyle. A na zakończenie jeszcze parę fotek:







































































***






(C) Tomek_J