Dzień jak (nie) co dzień

07.05.2018


Po pierwszej nocy w nowej stajni Enrique nadal wydawał się nieco zestresowany. Wprawdzie przez noc pojadł sobie siana, ale "kibelki" z wodą i paszą treściwą były traktowane jak coś dziwnego, co lepiej omijać z daleka. Dość powiedzieć, że pierwsze śniadanie zakończyło się karmieniem z ręki z małej miseczki, a na wyjście na wybieg koń zdecydował się dopiero wtedy, gdy po 10 minutach zachęt z leksza już wkurzony wypuściłem pozostałe konie - a wiadomo, że samotność to coś, co żadnemu koniowi nie pasuje... Trzeba więc było chwycić byka za rogi, czyli dokonać wzajemnej prezentacji i integracji. Po pewnym czasie przebywania na oddzielonym kawałku wybiegu zdecydowaliśmy się "zetknąć" Enrique z zawsze dość pokojowo nastawionym Fuksem. Oba konie szybko się zakumplowały, choć Fuks oczywiście uważał się za pana terenu i nie omieszkał tego zaznaczać na każdym kroku. Nieco bardziej burzliwy przebieg miał kontakc z Pierwszym Macho Stajni Trot, czyli Ganimedesem. No bo przecież każdy koń powinien wiedzieć, kto tu rządzi i dlaczego Ganimedes, prawda ?... I nie może być tak, że "nowy" ledwo zamieszkał w boksie, to kumpluje się tylko z drugim dużym, lekce sobie ważąc małych (ups, przepraszam: mniej wysokich !) A że Gani to "zadziora", więc zaczęło się dziać, oj, zaczęło... Galopady wzdłuż oddzielającego oba konie ogrodzenia, podgryzanki i pokazywanie się z jak najbardziej samczej strony - dla nas i naszych sąsiadów, występujących w charakterze widzów, wyglądało to doprawdy niezwykle atrakcyjnie. Zwłaszcza wtedy, gdy okazało się, że odpowiednio "nakręcony" i zmotywowany Gani wziąwszy przykład z nowego kolegi też potrafi zadrzeć ogonek i dziarsko ruszać "wymiatanym" kłusem, zawieszając w powietrzu kopytka nie gorzej od rywala. Jednak że emocje lada chwila mogły urosnąć zbyt wybujale, więc korzystając z chwilowego rozejmu zakończyliśmy to pierwsze spotkanie. Tak to wszystko wyglądało:


Siema, Ziomal !



No to bruderszafcik sianem !



Te, Duży, wiesz, to ja tu jestem szefem !



Ale ja jestem Szefem Wszystkich Szefów !



"Are You talking to me ?!..."



No to spróbujmy swoich sił !



No i w ruch poszły zęby...



...I kopyta.



Były podkłusowywanki, galopady...



... I nagłe zwroty akcji.



W końcu zapanował (tymczasowy) rozejm...



Skoro konie tak tryskały energią, to trzeba ją było spożytkować.



Przymiarki i dopasowania trwały chwilę...



No to przystępujemy do pierwszych zajęć.



Koń miał się trochę wybiegać, zmęczyć i "wyluzować"...



...A tymczasem...



...Energii mu jakby przybywało z każdą chwilą !



"Że co, że niby mnie ? Przecież ja taki grzeczny konik jestem..."



To nie przytulanka, to zakładanie wypinaczy.



No, teraz to całkiem co innego !



Oto Enrique przy pracy.



Czyżby nareszcie fajrant ?


Nie, nie był to fajrant, tylko chwilka przerwy, po której nastąpiło pierwsze "trotowe" wsiadanie Gosi na Enrique i krótka jazda w asekurowanym lonżą stępie - tak na dobry początek i jako wstęp do planowanej na następny dzień większej jazdy. Ale o tym - w kolejnym odcinku.



(C) Tomek_J, zdjęcia: Tomek_J & Kinia