Wracamy do zabawy w TREC

24.12.2020


"Nie tak dawno temu..." - napisał Tomek_J, po czym pragnąc ustalić fakty jął przekopywać się przez archiwalne teksty na stronce. Po chwili ukrywszy twarz w dłoniach po chwili melancholijnie westchnąć: "Ponad cztery lata temu..."

No fakt, żdziebełko czasu upłynęło, ale co tam ! W każdym razie: pewnego grudniowego popołudnia Gosia znienacka zażyczyła sobie, by ja doposażyć w kilka przeszkód typowo TREC-owych. I nie, nie jakieś tam paliki w ziemię wbite miały to być, lecz podesty, ruchome huśtawki, piramidki "do wspinania się na", mosty i pomosty, rowy z wodą tudzież rózne inne takie. No to zabrałem się do roboty. Ponieważ "nie od razu Kraków zbudowano" (jak to przed laty rzekł pewien amerykański aktor w amerykańskim filmie akcji), skupiłem się na pierwszych z wyżej wymienionych. Przelałem pomysły na papier, policzyłem ilość poszczególnych komponentów, zamówiłem drewno, a po jego dostarczeniu spędziłem kilka dni, w ekstremalnej ciasnocie naszego garażu, poszczególne elementy pracowicie układając, przekładając, tnąc, impregnując i złorzecząc. Zwłaszcza to ostatnie naprawdę świetnie mi wychodziło ! Sporo radości sprawiła mi też nieco spóźniona uwaga Gosi (rzucona już po przycięciu i pomalowaniu elementów), że "te przeszkody to muszą być zgodne z przepisami"; jeszcze większą ustalenie, że... hmm... jednolitych przepisów... chyba raczej nie ma ! Ale nic to ! "Nas nie dogoniat !"



Szkielety nośne przeszkód powstały i zostały poskładane do kupy, a że były solidne (w końcu miały wytrzymać obciążenie klasy "600+" (pełnowymioarowy koń wraz z jeźdźcem), okazały się tak nieziemsko ciężkie, że w pojedynkę nie szło ich za cholerę ruszyć. "Wspólnemi siłami": moimi, Kini i Marysi udało się przy akompaniamencie stęków i utyskiwań w końcu te ciężary załadować na naszego vana, a po prezewiezieniu zdjąć i rozstawić je na bocznym placu do jazdy. Rzecz jasna nie obyło się przy tym bez gorącego sporu o to, gdzie każda z nich ma stać... Nastąpiła potem faza druga, to jest: montaż podestów na konstrukcjach. Była to praca w sumie lekka, łatwa i przyjemna, choć tak naprawdę sam nie do końca wiem, czemu była częściowo wykonana w środku nocy przy wydającej ostatnie tchnienia latarce... Tak, czy siak: coś powstało. A wersja "beta" przeszkód na tyle przypominała zakładany efekt docelowy, że Marysia i Gosia postanowiły przeprowadzić testy akceptacyjne z wykorzystaniem Ganimedesa, a potem także Rica. No i...

Jako się rzekło, takoż się stało. Obaj waćpanowie przez dobre kilka chwil omijali te dziwne twory, które pojawiły się znikąd na dotąd będącym oazą spokoju placyku, a które kształtem tudzież kolorem w podejrzany wielce sposób przypominały nazbyt w rodzimej przyrodzie rozpowszechnione, a dobrze koniom przecież znane krokodyle rasy sączowskiej (crocodilia sonczoviensis virtualis)... Nic to ! "Raz maty rodyła !" W bój pierwszy ruszył żwawo Gani, wiedziony przez Marysię w charakterze zwiadu i forpoczty. Pierwsza i druga szarża na potwora zakończyła się zgrabnym zwodem i sprytnym obejściem go bokiem, a widac było dla każdego, kto choć trochę obyty ze sztuką wojenną był, a i choć pół łutu mózgu pod czupryną takoż posiadał, że ze strony konia było to tylko działanie pozorowane, obliczone na zmylenie przeciwnika, który faktycznie, zastygł w bezruchu, a totalnie zdezorientowany nie był w stanie ruszyć się ani o cal ! Na to tylko czekał dzielny Gani ! Zdecydowanie, acz z pozoru jakby od niechcenia znienacka przygwoździł łeb monstrum nogą do ziemi, zaś gdy ów przez tym to bardziej ruszyć się nie mógł, wystukując na grzbiecie przeciwnika bojowe staccato jął tratować twardy kadłub bestii także pozostałymi trzema kopytami - od czubka aż po sam koniec. Mądrym i doświadczonym wszakże koniem bojowym będąc wiedział, że zawsze warto upewnić się, iż przeciwnik zaprawdę sczezł był z kretesem, przeto dla spokoju ducha manewr ów w drugą stronę powtórzył, rozwagę i kunszt wojenny wielki wszem i wobec okazując. Niestety ! Wszak lekkiego autoramentu rumakiem będąc, pełnego sukcesu nie osiągnął. Monstrum przebrzydłe dalej na swoim miejscu tkwiło, choć wyraźnie oszołomione, poobijane i chwilowo niezdolne do jakiegokolwiek odwetu.



Patrzył na to przychylnym okiem Rico, parskaniem swem uznanie dla odwagi Ganiego wyrażając. Wszelako nie honor to dla najdzielniejszego z dzielnych zaledwie widokami się kontentować ! Trza swą własną godnośc mając na uwadze, a modestią nazbyt się nie przejmując, męstwo swe, które przecie wiadomo, ogromne jest, światu całemu pokazać, a zwłaszcza Gosi ! Ruszył więc Dzielny Rico w ślady Ganimedesa, a że okazało się, iż Gosia nie wiadomo czemu się jego łba za pomocą uwiązu uczepiła, tedy pchał ją przed sobą w stronę monstra owego zielonego tusząc, że w ten sposób wbije wreszcie do głowy owej niewieście, z jakimi to wyzwaniami wielkiemi musi się każdy koń na co dzień mierzyć. Oj, nie chciała wcale Gosia zbliżać się do czającej się na ziemi potwornej potworności - ale cóż, napięty do granic wytrzymałości uwiąz, pchany niemiłosiernie przez konia powoli, acz nieuchronnie przesuwał ją ku temu, co nieuniknionym się zdawało.

Atoli nie wykazała się białogłowa bojową eksperiencją. Zamiast wzorem Ganiego tuż przed poczwarą unik uczynić, pod wielką presją Rica w desperacji będąc zaatakowała frontalnie, bez przygotowania nijakiego, szyki plącząc i włażąc od razu na potwora, a zamieszanie tym samym wielkie wprowadzając. Zeźlił się na ten widok Rico cośkolwiek i wyedukować lepiej Gosię w rzemiośle wojennym próbował, pokazując jej raz i drugi, jak ów manewr wymijający, unik szybki i zgrabny, uprzednio dwakroć już przez Ganimedesa pięknie zaprezentowany, wykonać poprawnie należy. Niestety ! Nie zrozumiała i nieświadoma niebezpieczeństw wielkich nadal zbyt blisko poczwary stała - a konkretnie: na niej. Tylko zaskoczeniu wielkiemu dotąd chyba zawdzięczała, że życia swego jeszcze nie straciła. Potwór nie nawykły zapewne do tak bezceremonialnego traktowania nadal trwał bowiem w bezruchu, zapewne zdębiały (lubo też "zsośniały" ?) z oburzenia wielkiego zachowaniem profanującej go bezczelnie płci nadobnej. Groźnym jednak przez to być nie przestawał, bynajmniej. Ruszył przeto Rico w sukurs Damie Swego Serca. Z zimnym wyrachowaniem w swym wielkim, gorącym, końskim sercu raczył szybko i sprawnie monstrum zadeptać, kończąc to, co Ganimedes zaczął - ku chwale swojej i Stajni Trot. A że czyn tak godny pochwały i nagrody wymaga, przeto już dnia następnego stanął dumnie Rico na cokole, co miał kształt piramidy, wywyższony ponad innych.



Na koniec takoż i Fuks przeszkody uwagą swą raczył zaszczycić, albowiem baczenie na wszystko i pieczę nad rzeczami stajennemi mieć - toć przecie jego jest powinność jako Seniora Stajni Trot. Nie straszne mu było truchło monstra owego obślizgłego, które lubo już nieżywe, nadal wyglądem swym straszyło, a i wyziewami jadowitemi szkód wielkich narobić mogło. Inspekcyją przeto Fuks starannie przeprowadził, po czym z wysokości tegoż samego cokołu ogłosił, że bestia szkód nijakich żadnemu stworzeniu już nie uczyni. A żeby każdy koń Stajni walory bojowymi w przyszłości mógł się szczycić, tedy zarządza, by dla eksperiencji własnej co dni parę każdy rumak owe ćwiczenia cielesne powtarzał. Dzięki temu żaden dzik, smok, kraken, bazyliszek ("przed którym każdy zwierz, nawet smok, co ja mówię, kokodryl nawet, a kokodryl niemożebnie jest straszny, kto go widział, ten wie"), ba, nawet torebka foliowa groźnymi już nigdy koniowi żadnemu nie będą.



{Ech, a mówili dobrzy ludzie: piłeś - nie pisz (nie piłeś - wypij !)}

A tak bardziej na serio: gdyby komuś z Was zachciało się zrobić sobie tego typu przeszkody własnym sumptem, to uprzejmie informuję, że każda z przeszkód ma 4 m długości i 1,25 m szerokości i te wymiary wydają się w praktyce idealne; "piramidka" ma ponadto 0,5 m wysokości. Konstrukcja każdej z naszych przeszkód powstała w oparciu o typowe, łatwo dostępne krokwie sosnowe/świerkowe o przekroju 7*14 cm obite deskami "calówkami" (grubsze trudno zdobyć). Jako, że takie deski nie są przesadnie grube, dodatkowo wzdłuż przeszkód zamontowana została trzecia krokiew, co doskonale wzmocniło całość. Taka konstrukcja z powodzeniem wystarczy na konie małe. Jako, że mamy i "pełnowymiarowe", więc na warstwę desek zaś miała być przykręcona ich druga warstwa, stanowiąca wzmocnienie (grubość całkowita "podłogi" nie powinna być cieńsza niż ok. 4 cm). Summa summarum zamiast desek położona będzie wierzchem jednolita płyta OSB (jeszcze nie ma jej na zdjęciach), dzięki czemu spodnia warstwa będzie lepiej chroniona przed deszczem. W przypadku "huśtawki" całość waha się na kawałku pniaka sosnowego. W przypadku "piramidy" środkowa część z dwóch stron dla wzmocnienia została podparta pionowymi słupkami z kawałków krokwi - co widać na zdjęciach. Do skręcenia wszystkiego razem użyto dłuuugich wkrętów, przy czym przestrzegam przed stosowaniem zwykłych, czarnych, znanych jako "szpaksy" (wkręty "spax"), gdyż wystawione na deszcz po pewnym czasie lubią "tracić głowę". Do malowania użyty został klasyczny drewnochron. Dla ochrony przed wilgocią przeszkody nie spoczywają bezpośrednio na ziemi, lecz na starych betonowych kostkach brukowych. W tym samym celu myslę też o pokryciu ich w przyszłości z wierzchu matą gumową (przy okazji antypoślizgową) - ale to za jakiś czas, bo mają te maty swoją cenę. Trwałość przy przechowywaniu "pod chmurką" ? Zobaczymy za parę lat. Na pewno dla bezpieczeństwa koni będzie trzeba reagować na każdą oznakę osłabienia.

That's All, Folks !


(C) Tomek_J