Oto kilka uwag na temat BHP holowania:
I. PRZED WYJAZDEM - BUKMANKA:
Zanim ruszymy - sprawdźmy stan techniczny przyczepy, szczególnie: działanie wszystkich świateł.
Spróbujmy też jadąc z pustą przyczepą sprawdzić hamulce i zachowanie się jej podczas hamowania.
Zanim wprowadzimy konie, sprawdźmy solidność konstrukcji, wszystkie mocowania, jakość belek przedzielnika,
jakość rampy do wprowadzania zwierząt, całość okładzin podłogi, belek, brak obecności ostrych przedmiotów,
drzazg itp. Sprawdźmy, czy podłoga jest czysta, sucha, nie śliska.
Przed wyjazdem zawsze warto też sprawdzić:
- nasmarowanie kuli haka - zatarcie zaczepu grozi niemożnością zdjęcia bukmanki z haka;
- ciśnienie w oponach i światła - to oczywiste;
- zdjęcie kapturka z haka - tak bywa, w roku 2009 miał miejsce wypadek: doświadczony kierowca
w roztargnieniu nałożył bukmankę na hak z kapturkiem, w efekcie przyczepa wypięła się podczas
jazdy;
- posiadanie pompki i klucza do kół;
- posiadanie klinów pod koła (uwaga: są obowiązkiwe !) oraz zapasowych (zwykle nietypowych) żarówek do
świateł przyczepy;
- posiadanie klocka drewnianego, który może skutecznie robić za "podnośnik" w przypadku konieczności zmiany
koła.
Z nieco innej beczki: jeśli nie macie własnej bukmanki i korzystacie z pożyczonych, warto brać takie, które
niekoniecznie muszą być wysokie, ale powinny być jak najbardziej szerokie. Dla komfortu jazdy koni ważniejsza
jest szerokość, niż wysokość. W szerszej bukmance (nawet jeśli różnica wynosi kilka cm) koniom dużo łatwiej
jest łapać równowagę. Oczywiście przed jazdą cudzą przyczepą zawsze należy sprawdzić jak najskrupulatniej
stan techniczny przyczepy. Szczególną uwagę trzeba zwrócić na podłogę no i na światła (okazuje się, że
nie wszystkie samochody mają standardowe złącze przy haku, często właściciele bukmanek muszą więc zmieniać
obłożenie styków, przez co przyczepa może nie pasować do innego auta).
Kontynuując wątek techniczny: niestety pod wartstwą świeżego, lśniącego lakieu potrafią się kryć takie
cudności, jakich dotąd świat nie widział, a które często wychodzą na jaw dopiero przy pełnym obciążeniu.
Ku przestrodze opowiem Wam o dwóch bukmankach, z którymi miałem do czynienia:
1) Pożyczona i wydawałoby się przetestowana paroma wyjazdami (w tym jeden przez pół Polski) nagle zaczęła
się "sypać" - niestety dosłownie. Podczas kolejnej (i ostatniej) jazdy:
- rozlazły się naraz ze starości dwie opony
- ściana boczna okazała się zrobiona nie z twardej sklejki, a z miękkiej i podstarzałej płyty wiórowej -
konie wykopały dziury w ścianach bocznych i to takie, przez które widać było obracające się koła.
- instalacja elektryczna bukmanki przy określonej kombinacji świateł zaczęła wywalać jeden z bezpieczników
w samochodzie
2) Nasza własna przyczepa, na pierwszy rzut oka świetna, w pewnym momencie zaczęła się pod dwoma końmi
lekko "rozkraczać" (na szczęście nie na trasie). Okazało się, że #### (ocenzurowano), który nam ją sprzedał,
zataił, że osie były w złym stanie, a żeby wszystko wyglądało dobrze, "wzmocnił" osie wpychając do środka
profile i pręty stalowe. Oczywiście osie poszły do wymiany, w naszym przypadku osie były nietypowo długie -
cena za jedną to 2100 zł.
II. PRZED WYJAZDEM - KONIE:
Przewożąc konie nie zamykajmy szczelnie tylkej klapy przyczepy. Jeśli dach przyczepy to plandeka,
zostawmy ją całowicie (!) otwatrtą nawet w zimie (no, chyba, że jest 25 stopni mrozu...)
Zawsze używajmy ochraniaczy transportowych. lub conajmniej odpowiednio (nie za ciasno !) założonych
owijek.
Dobrą praktyką jest wiązanie konia w przyczepie na dwa uwiązy (na wypadek zerwania się jednego
z nich).
III. TECHNIKA JAZDY:
W dwutonowym zestawie z dwukonną bukmanką przyczepa stanowi ok. 1/3 masy całości, konie - 2/3. Jeśli
ciągniemy samą przyczepę, środek ciężkości znajduje się mniej więcej gdzieś na wysokości podłogi;
gdy z końmi - środek ciężkości wędruje na wysokośc około 1,2 metra. Przyczepa przez to staje się
bardziej wywrotna i o tym trzeba pamiętać.
Szerokość przyczepy konikowej większa niż towarowej - zjazd prawymi kołami bukmanki na pobocze
w szczególnych przypadkach może skończyć się ściąganiem w prawo, a to niebezpieczne. Trzeba nauczyć
się jeździć lewymi kołamu tuż przy osi jezdni i prowadzić "jak po sznurku".
Holując przyczepy, pamiętajmy, że Art. 20. prawa o ruchu drogowym stanowi:
1. Prędkość dopuszczalna pojazdu lub zespołu pojazdów na obszarze zabudowanym w godzinach 5:00-23:00
wynosi 50 km/h, z zastrzeżeniem ust. 2.
1a. Prędkość dopuszczalna pojazdu lub zespołu pojazdów na obszarze zabudowanym w godzinach 23:00-5:00
wynosi 60 km/h, z zastrzeżeniem ust. 2.
2. Prędkość dopuszczalna pojazdu lub zespołu pojazdów w strefie zamieszkania wynosi 20 km/h.
3. Prędkość dopuszczalna poza obszarem zabudowanym, z zastrzeżeniem ust. 4 i 5, wynosi w przypadku (...)
zespołu pojazdów (...) na autostradzie, drodze ekspresowej lub drodze dwujezdniowej co najmniej o dwóch
pasach przeznaczonych dla każdego kierunku ruchu - 80 km/h, na pozostałych drogach - 70 km/h.
Holując przyczepę z koniem nie przekraczajmy - nawet, jeśli jest to dopuszczalne - prędkości 70 km/h.
Każda konieczność ominięcia czegoś lub kogoś, wyprzedzanie, zakręt - słowem wzystko, co zmusza nas do
zmiany toru jazdy lub zmniejszenia prędkości jest dla większości zwierząt niemiłym i stresującym
doświadczeniem. No i trzeba pamiętać, że droga hamowania samochodu z przyczepą jest wyraźnie dłuższa,
niż bez niej - to kolejny powód, dla którego warto jeździć wolniej.
Zawsze bardzo łagodnie ruszajmy i hamujmy. Tu lepiej sprawdzają się samochody z automatyczną skrzynią
biegów - zmiany prędkości podczas ruszania lub zmiany biegów są łagodniejsze, bez szarpnięć.
Jedźmy "z przewidywaniem", unikajmy ostrych zakrętów, gwałtownych hamowań i ostrych przyspieszeń.
Nie jest aż tak wielkim problemem mocniejsze hamowanie po prostej - konie będą niespokojne, ale
oprą się o belki i raczej krzywda im się nie stanie. Gorzej, jeśli trzeba przyhamować na łuku -
wówczas konie zawsze stracą równowagę.
Uważajmy, by mieścić się zawsze w pasie ruchu - to wcale nie zawsze jest takie proste ! Szczególnie
uważajmy, by nie zjechać prawymi kołami przyczepy na pobocze - to grozi "ściągnięciem" przyczepy
i wypadkiem.
W każdy zakręt (o ile to możliwe) wchodźmy ustawiając się przed nim w ramach swojego pasa ruchu jak
najbliżej jego zewnętrznego brzegu. Podczas pokonywania pierwszej połowy łuku zbliżajmy się do
brzegu wewnętrznego, a druga połowę - wracając ("wypadając") na zewnątrz. Dzięki temu jazda odbędzie
się po łagodniejszym łuku, co dla koni będzie bezpieczniejsze i bardziej komfortowe. Uwaga: "ścinając"
zakręt uważajmy, by nie najechać wewnętrznymi kołami na pobocze, lub - co gorsza - krawężnik.
Polska staje się krajem małych rondek, mnożących się jak grzyby po deszczu. Na nich 20 km/h może być
za dużą prędkością, zwłaszcza na wjeździe. Konie mogą stracić wówczas równowagę. A skoro o rondkach
mowa: często środek zajmuje górka z nasadzonymi krzaczorami, wokół której jest pas z kostki brukowej
i dopiero wokół tego biegnie jezdnia asfaltowa. Otóż nie każdy wie, że ten pas brukowany to też
fragment jezdni, po której mozna jeździć i jest to jak najbardziej zgodne z przepisami. Ten pas
możemy wykorzystać do "wyprostowania" nieco toru jazdy po rondzie w przypadku jazdy na wprost.
Inne "przyjemności", jakie na kierującego na naszych fdrogach czekają, to:
1) Dziury - zwykle się je dostrzega późno, a z przyczepą nie da się ich omijać szybkimi "mykami" na
boki. Trzeba więc często planować tor jazdy z większym wyprzedzeniem, niż w osobówce.
2) światła - za moich młodych lat światła zmieniały się na czerwone tak, ze najpierw przez chwilę
zielone migało, potem dłuższą chwilę paliło się żółte i dopiero potem zapalało się czerwone. Jakiś
urzędas-półgłów (półgłów, bo półgłówek brzmiałoby zbyt pieszczotliwie) wymyślił kiedyś, że zielonego
migotania nie będzie, a żółte może się palić krócej. Nierzadko więc normalnie kończy się to ostrzejszym
hamowaniem, które w przypadku 2 ton na haku nie jest rozkoszą (długa droga hamowania plus ewentualne
zarzucania na boki). Aby uniknąć tego należy do świateł dojeżdżać góra 50-ką, a jeśli zostaniemy
zaskoczeni zmianą tuż przed skrzyżowaniem - pozbyć się nawyku hamowania za wszelką cenę.
3) Koleiny - zmora polskich dóg. Samochód i bukmanka na ogół mają różny rozstaw kół. Raczej rzadko
więc udaje się tak prowadzić zestaw, by szedł równo. Zawsze coś będzie majtane na boki. Jeśli samochód
nie jest wyraźnie cięższy od załadowanej bukmanki, jest to bardzo odczuwalne. Czasem zestaw wpada
w "oscylacje", a nieumiejętna próba ich kontrowania może ten stan pogorszyć.
4) "Uprzejmi" - czyli kierowcy (zwykle wplnych pojazdów, ciągników itp.), chcący za wszelką cenę
zrobić nam dobrze i pozwolić się wyprzedzić nie zważając na to, że zestaw ma marne przyspieszenie,
za to dużą szerokość. Kiedyś kilka ładnych chwil stałem unieruchomiony dzięki budowlańcowi, który
koparą zjechał na pobocze i machał do mnie, nakłąniając do ominięcia go, nie zważając na to, że
gdybym chciał tak zrobić, musiałbym chyba lewymi kołami bukmanki zjechać do rowu.
5) Nieuprzejmi - zajeżdżający drogę, albo nadużywający klaksonu. Zwykle wynika to z czyjegoś pośpiechu
i niewiedzy, że wjeżdżając tuż przed zestaw z ciężką przyczepą ryzykuje się stłuczkę (mniejsze
możliwości hamowania). Na szczęście takich ludzi jest coraz ich mniej, kultura na drodze wprawdzie
powoli, ale jednak rośnie.
IV. JAZDA A KONIE:
Jadąc z końmi róbmy co kilka godzin przerwy. Wykorzystajmy je na sprawdzenie, czy z końmi wszystko w porządku,
czy są nie pokaleczone i dobrze przywiązane, na napojenie koni, przewietrzenie wnętrza przyczepy oraz -
co ważne - na sprawdzenie, czy koła i opony nie grzeją się nadmiernie podczas jazdy.
Pamiętajmy, że konie ZAWSZE źle znoszą wibracje podłogi przyczepy (w kopytach są pewne specyficzne włókna
nerwowe); koń zbyt długo transportowany przez jakiś czas będzie w gorszej dyspozycji fizycznej, nie
spodziewajmy się więc, że "z marszu" wygra Mistrzostwa Polski.
W rozdziale "Akty prawne" na naszej strone są przepisy związane z transportem zwierząt, wykonywanym przez
odpowiednie firmy; ABSOLUTNIE nie dotyczą one osób prywatnych, ALE warto je znać, gdyż mają zapewnić pewne
minimum odpowiednich warunków dla przewożonych zwierząt. M.in. mówią one, że czas trwania transportu
lądowego koni nie powinien przekraczać 8 godzin. Czas ten może być wydłużony, jeżeli zostały spełnione
następujące warunki:
1. na podłodze środków transportu znajduje się dostateczna ilość ściółki,
2. opiekun zwierząt przewozi wystarczającą ilość paszy na cały czas transportu i poi oraz karmi zwierzęta
w czasie transportu o ustalonych porach,
3. jest zapewniony bezpośredni dostęp do zwierząt;
4. środki transportu są wyposażone w przyłącza do dostarczania wody w czasie postojów;
5. środki transportu są wyposażone w przesuwalne panele (przegrody), umożliwiające urządzenie oddzielnych
zagród (boksów);
6. łączny czas transportu zwierząt, z uwzględnieniem postojów, z zastrzeżeniem pkt. 4-6, nie powinien być
dłuższy niż 24 godziny;
7. postój następuje co najmniej po 8 godzinach transportu; postój jednak nie jest konieczny, jeżeli
przewóz do miejsca przeznaczenia zakończy się w ciągu kolejnych 2 godzin trwania transportu;
8. po czasie określonym w ust. 3 zwierzęta powinny być wyładowane, napojone i nakarmione oraz mieć
zapewniony okres odpoczynku nie krótszy niż 24 godziny; Przepisy te mówią również, że koń musi mieć
podczas transportu zapewnioną powierzchnię:
1) do 6 miesięcy - 1,40 m2 (1,00 m x 1,40 m)/1 szt;
2) powyżej 6 miesięcy do 24 miesięcy - 1,20 m 2 (0,60 m x 2,00 m)/1 szt;
3) powyżej 24 miesięcy - 1,75 m2 (0,70 m x 2,50 m)/1 szt;
4) kucyki - 1,00 m2 (0,60 m x 1,80 m)/1 szt.
V. I NA KONIEC...:
1. Dzięki gorliwym staraniom niektórych (p)osłów z Wiejskiej przewóz koni oznacza konieczność posiadania
dla nich paszportów. Podobnie, jak większość durnych przepisów i ten wprowadzono pod pretekstem
dostosowania prawa do nieszczęsnej Unii Europejskiej, choć logicznego uzasadnienia nie ma w tym za
grosz, a chodziło tylko o kasę, jaką tysiące posiadaczy koni musiało wpłacić Związkowi Hodowców.
2. PZJ wydaje specjalne "certyfikaty" dla przewoźników koni, sa one wymagane prawnie - ale tylko
w przypadku osób, które przewożą zwierzęta zawodowo. Prywatnym posiadaczom - przewoźnikom takie
uprawnienia absolutnie nie są do niczego potrzebne.
3. Nasze "kochane" państwo szuka, gdzie tylko się da, możliwości zabrania nam w majestacie prawa
naszych pieniędzy. Jednym z takich rozbojów było narzucenie obowiązku posiadania winiety, czyli
nalepki potwierdzającej wykupienie prawa do poruszania się po drogach krajowych pojazdem lub zespołem
pojazdów o DMC powyżej 3,5 tony. Za wątpliwą przyjemność holowania dwukonnej bukmanki po polskich
dziurach i koleinach przez cały rok trzeba było rocznie płacić kilkaset euro. Niestety obowiązek
ten dotyczył nie tylko przewoźników, ale i osób prywatnych, a także np. rolników ciągnących traktorem
przyczepę. Oczywiście można było próbować jeździć tylko po drogach wojewódzkich i lokalnych (na których
winiety nie obowiązują), ale mnóstwo jest miejsc, gdzie próba ominięcia takiej drogi to strata czasu
i paliwa, po prostu nonsens... Na szczęście od 2009 roku winieta obowiązywała tylko pojazdy i zespoły
pojazdów o DMC powyżej 12 ton. Prywatne bukmanki nie musiały płacić, ale w stosunku do największych
koniowozów obowiązek ten pozostał. To szczęście jednak trwało krótko - od 1 lipca 2011 roku obowiązują
elektroniczne opłaty drogowe, które obowiązują pojazdy i zespoły pojazdów o DMC >3,5 tony. Należy się
niestety spodziewać, że obowiązek wnoszenia opłat będzie sukcesywnie rozszerzany na kolejne typy coraz
lżejszych pojazdów i na coraz więcej dróg - także tych wojewódzkich i gminnych... O opłatach
elektronicznych przeczytasz TU.