"O shit !"




czyli: co tu zrobić z obornikiem...

09.11.2016


Co tu dużo mówić: wieś jako określonego typu środowisko, powoli znika z powierzchni ziemi. Coraz mniej jest rolników z prawdziwego zdarzenia, coraz więcej nieużytków. Rodzi to dalsze konsekwencje - także dla nas. Po kilkunastu latach istnienia Stajni Trot w końcu zabrakło chętnych do odbierania od nas obornika. Tym samym zostaliśmy zmuszeni do zasilenia szeregów rozgoryczonych posiadaczy stajni, zamieszczających na serwisach aukcyjnych rozpaczliwe anonse w rodzaju: "Ratunku, oddam za darmo obornik !" To zaś natchnęło mnie do ponownego przyjrzenia się tematowi gospodarki nawozami naturalnymi.



O tym, jak można (i należy) składować obornik, pisałem już wiele lat temu w tym artykule. Pokrótce: sposób składowania obornika regulują przepisy ustawy o nawozach i nawożeniu (z dnia 10 lipca 2007 r., Dz.U.2007 Nr 147, poz. 1033), zgodnie z którą (art. 25 ust. 1) gnojówkę (mocz zwierzęcy) i gnojowicę (zmieszany mocz i odchody stałe) przechowuje się wyłącznie w zamkniętych, szczelnych zbiornikach o pojemności umożliwiającej gromadzenie co najmniej 4-miesięcznej produkcji tego nawozu. Art. 25 ust. 2 ustawy o nawozach mówi też, że nawozy naturalne inne niż gnojówka i gnojowica powinny być przechowywane na nieprzepuszczalnych płytach, zabezpieczonych w taki sposób, aby wycieki nie przedostawały się do gruntu. Zabronione jest przechowywanie obornika w pryzmach na polu, gdyż zawarte w nim związki azotu i fosforu mogą być wymywane do gleby i wód gruntowych, przez co może dojść do przenawożenia gleby i zanieczyszczenia wód podziemnych. O tym, jak powinna być skonstruowana taka płyta na obornik, mówi Rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej z 7 października 1997 r. w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budowle rolnicze i ich usytuowanie (Dz.U.1997 Nr 132, poz. 877). §29 tego rozporządzenia mówi m.in., że musi ona mieć nieprzepuszczalne dno i ściany - przy czym nie są narzucone materiały, z jakich płyta ma być wykonana. Ale uwaga: w prawie stosuje się też zasadę nie działania prawa wstecz (lex retro non agit). To rozporządzenie nie obowiązuje tylko tych gospodarstw, którym przed dniem jego wejścia w życie została wydana decyzja o pozwoleniu na budowę lub został złożony wniosek o wydanie takiej decyzji lub jeśli budowę nie wymagającą pozwolenia rozpoczęto przed dniem wejścia w życie rozporządzenia. Zatem jeśli ktoś posiada stajnię zbudowaną przez 1997 rokiem, nie musi takiej płyty posiadać, gdyż w przeszłości nie było przepisów nakazujących przechowywanie obornika w taki spośób.

Nad nad prawidłowym przechowywaniem nawozów naturalnych zgodnie z przepisami czuwa Inspekcja Ochrony środowiska, która zgodnie z art. 32 ww. ustawy może przeprowadzać kontrolę przestrzegania przepisów dotyczących warunków stosowania i przechowywania nawozów. Pracę Inspekcji nadzoruje z kolei wojewódzki inspektor ochrony środowiska, oraz - jako organ wyższego stopnia - Główny Inspektor Ochrony środowiska (zgodnie z art. 8 ustawy z 20 lipca 1991 r. o Inspekcji Ochrony środowiska, Dz.U. 2007 Nr 44, poz. 287). I jeszcze jedna ważna uwaga: "nawozy odzwierzęce" nie podlegają przepisom ustawy z 14 grudnia 2012 r. o odpadach (Dz. U. z 2013 r. poz. 21).

Co zrobić, jeśli zgromadziliśmy zdecydowanie za dużo obornika ? Cóż, niektóre zakłady gospodarki komunalnej oferują usługę wywozu nieczystości - ale tylko płynnych i półpłynnych (gnojówki i gnojowicy). Nie jest to jednakże jedno z zadań statutowych ZGK, jest to usługa dodatkowa, płatna tak samo, jak za wywóz szamba. Zgodnie z ustawą o nawozach obornik, gnojówkę i gnojowicę można też (jak zresztą powszechnie wiadomo) stosować jako nawóz na pola i łąki (i tak będzie jeszcze przez jakiś czas, dopóki nam tego nie zabroni Unia Europejska). Ale uwaga: można to robić w terminie od 1 marca do 30 listopada. Wyjątek stanowią uprawy pod osłonami (namioty foliowe, szklarnie), gdzie takie nawozy możemy stosować przez okrągły rok. Jeśli zaś gospodarstwo leży na obszarach szczególnie narażonych na zanieczyszczenia związkami azotu, nawozów naturalnych nie można stosować już od 15 listopada. O tym mówi Rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju wsi z dnia 16 kwietnia 2008 r. w sprawie szczegółowego sposobu stosowania nawozów oraz prowadzenia szkoleń z zakresu ich stosowania (§2 ust. 4, Dz. U. z 2014 r. poz. 393). A bez względu na termin nie wolno stosować też żadnych nawozów (ani sztucznych, ani naturalnych) na glebach zalanych wodą oraz przykrytych śniegiem lub zamarzniętych do głębokości 30 cm oraz podczas opadów deszczu. Natomiast nawozów płynnych (gnojowica, gnojówka) nie wolno stosować na glebach bez szaty roślinnej, które są położone na stokach o nachyleniu większym niż 10 procent oraz nie wolno stosować w okresie wegetacji roślin przeznaczonych do bezpośredniego spożycia przez ludzi. O tym z kolei mówi art. 20 ustawy o nawozach. Żadnych nawozów nie wolno też stosować w odległości mniejszej niż 20 m od stref ochronnych źródeł i ujęć wody, brzegu zbiorników oraz cieków wodnych, a także na gruntach, na których woda gruntowa zalega płycej niż 1,2 m.



Coraz więcej rolników dostrzega, że stosowanie tylko nawozów sztucznych prowadzi z czasem do obniżki plonów. "Klasyczny" obornik okazuje się bowiem niezastąpionym źródłem próchnicy oraz wielu mikro- i makroelementów, które w nawozach sztucznych po prostu nie występują. Intensywna uprawa roślin, jaką dziś wszędzie się praktytkuje, silnie wyjaławia glebę, która bez "dostawy z zewnątrz" całego wachlarza dodatków z czasem po prostu przestanie rodzić. Nawożenie samą chemią nie zaspokaja w pełni zapotrzebowania i powoduje, że z czasem warstwa próchnicza się degeneruje. Aby temu zapobiec powszechnie stosuje się poplony zamiast obornika - to metoda dobra i ważna, ale na dłuższą metę to jednak też tylko półśrodek.

Najlepszym terminem stosowania nawozów naturalnych jest jesień; wiosną można stosować obornik, ale tylko dobrze rozłożony i w mniejszych dawkach, aczkolwiek w tym czasie zaleca się stosować raczej gnojowicę i gnojówkę, które działają znacznie szybciej. Uwaga: zgodnie z Kodeksem Dobrej Praktyki Rolniczej (to taki dokument opracowany w 2004 roku ze środków Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi przy współpracy z Ministerstwem środowiska) i tzw. dyrektywą azotanową roczna dawka azotu w czystym składniku nie powinna przekraczać 170 kg azotu całkowitego na 1 hektar użytków rolnych, co odpowiada mniej więcej 45 m3 gnojowicy lub 33-40 t obornika na hektar. O ile jest to możliwe, należy unikać wywożenia obornika późnym latem i wczesną jesienią z uwagi na duże w tym okresie straty azotu w formie gazowej (amoniak) oraz wymywania do wód gruntowych (azotany). Nawozy naturalne po zaaplikowaniu powinny być niezwłocznie przykryte warstwą gleby (przyorane) - ale formalny tego obowiązek dotyczy tylko rolniczych spółdzielni produkcyjnych, a jego niedopełnienie poskutkuje zastosowaniem wobec takiej spółdzielni sankcji karnych. Natomiast obowiązek przyorania nie ma zazwyczaj zastosowania w stosunku do "zwykłych" rolników indywidualnych. Rolnik taki może być kontrolowany przez inspektorat w zakresie określonym w art. 32 ustawy o nawozach i nawożeniu tylko w przypadku gdy korzysta on ze środowiska w zakresie, w jakim to korzystanie wymaga specjalnego zezwolenia, a w znakomitej większości rolników taka sytuacja przecież nie występuje. Jeśli inspektor ochrony środowiska zauważy nie przyorany obornik, zazwyczaj nie może więc rolnika bezpośrednio ukarać; może jednak o tym fakcie poinformować Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa o nie przestrzeganiu przez tego rolnika zasad kodeksu dobrych praktyk rolniczych. To z kolei może być (i zapewne będzie) dla ARiMR doskonałym pretekstem do cofnięcia takiemu rolnikowi dopłat - a to już będzie przykrość...

Dla ścisłości dodajmy, że przyoranie nie dotyczy nawozów stosowanych w lasach i na użytkach zielonych (łakach, pastwiskach). Pamiętajmy też, że:

Nawozy, z wyłączeniem gnojowicy, stosuje się na gruntach rolnych w odległości conajmniej:
- 5 m od brzegu jezior i zbiorników wodnych o powierzchni do 50 ha;
- 5 m od brzegu cieków wodnych;
- 5 m od brzegu rowów, z wyłączeniem rowów o szerokości do 5 m liczonej na wysokości górnej krawędzi brzegu rowu;
- 5 m od brzegu kanałów w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 18 lipca 2001 r. prawo wodne.

Gnojowicę stosuje się na gruntach rolnych w odległości conajmniej:
- 10 m od brzegu jezior i zbiorników wodnych o powierzchni do 50 ha;
- 10 m od brzegu cieków wodnych;
- 10 m od brzegu rowów, z wyłączeniem rowów o szerokości do 5 m liczonej na wysokości górnej krawędzi brzegu rowu;
- 10 m od brzegu kanałów w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 18 lipca 2001 r. prawo wodne.

Inne nawozy stosuje się na gruntach rolnych w odległości conajmniej:
- 20 m od brzegu jezior i zbiorników wodnych o powierzchni powyżej 50 ha;
- 20 m od brzegu stref ochronnych ujęć wody;
- 20 m od brzegu obszarów morskiego pasa nadbrzeżnego.

Niektóre serwisy internetowe straszą rolników odpowiedzialnością karną na podstawie art. 41 pkt 10 i 11 za niestosowanie się do art. 18 ust. 1 ustawy o nawozach. Na podstawie tego artykułu rolnicy muszą opracować plan nawożenia. Plan ten musi zostać przedłożony do zaopiniowania (oczywiście za stosowną opłatą na rzecz skarbu państwa) okręgowej stacji chemiczno-rolniczej. Opinię otrzymaną ze stacji wraz z planem rolnik musi przekazać do wójta (burmistrza, prezydenta miasta) oraz do wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska w terminie 14 dni od dnia jej otrzymania. Jeśli tego nie zrobi, może zostać ukarany grzywną. Jednak powszechne straszenie tym przepisem stanowi grube przekłamanie, gdyż nie dotyczy on wszystkich rolników, a tylko dużych gospodarstw, wymagających tzw. pozwolenia zintegrowanego. Czyli tych osób/firm, które prowadzą chów lub hodowlę drobiu powyżej 40 000 stanowisk, świń powyżej 2000 stanowisk dla świń o wadze ponad 30 kg lub 750 stanowisk dla macior. Nie dotyczy to natomiast w żadnym stopniu hodowli mniejszych ani hodowli koni bez względu na wielkośc stada. Teoretycznie posiadacze stajni też powinni taki plan opracować - ale tylko wtedy, gdy chcą nawozić swoje łąki nawozami naturalnymi wprowadzonymi do obrotu zgodnie z przepisami rozporządzenia nr 1069/2009. Takie osoby nabywając nawozy naturalne mają obowiązek zawrzeć z dostawcą umowę w formie pisemnej pod rygorem nieważności (tą umowę trzeba ponadto przechowywć conajmniej przez 8 lat od dnia jej zawarcia). No i właśnie taki nabywca nawozu naturalnego musi też w terminie 30 dni (i nie później niż do dnia rozpoczęcia stosowania nawozu naturalnego) od dnia zawarcia tej umowy przedstawić taki plan nawożenia jak wspomniano wyżej. Tylko że znowu: nie dotyczy to stosowania "własnego" obornika, a jedynie kupowanego, więc te przepisy nie mają dla nas zastosowania. Jest wreszcie przypadek trzeci: plany nawożenia muszą opracować także rolnicy prowadzący gospodarstwa na obszarach szczególnie narażonych, dla których opracowane są programy działań obejmujące środki zaradcze do obowiązkowego stosowania, określone w załączniku nr 1 do rozporządzenia Ministra środowiska z dnia 23 grudnia 2002 r. w sprawie szczegółowych wymagań, jakim powinny odpowiadać programy działań, mających na celu ograniczenie odpływu azotu ze źródeł rolniczych (Dz. U. z 2003 r. Nr 4, poz. 44). To również jest jednak przypadek rzadki. W 99,9% przypadków osoba posiadająca normalne, małe gospodarstwo i małą hodowlę, może nawozić co chce i czym chce tak długo, jak długo nie spowoduje zanieczyszczenia wód lub sąsiednich nieruchomości.



Nawet jeśli mamy nasz obornik (tzn. naszych koni) prawidłowo składowany i wykorzystany zgodnie z "zasadami sztuki rolniczej", zawsze się może zdarzyć "życzliwy" ktoś, komu to nie pasuje. I choć obornik koński (zwłaszcza w porównaniu do indyczego, czy świńskiego) z normalnej, sprzątanej i właściwie utrzymanej stajni generalnie rzecz biorąc nie śmierdzi, to i tak taki "życzliwy" będzie pisał donosy. Prawda jest taka, że póko co nie ma też póki co przepisów związanych ze szkodliwością zapachu obornika, czy estetyką nawożonego pola. Żaden organ nie może zakazać wywożenia obornika, czy gnojówki na pole, także w terminach innych niż dozwolone (!) tylko z tego powodu, że jego zapach komuś się nie podoba. Co nie zmienia faktu, że sąsiedzi narażeni na nadmierne uciążliwości wynikające z nawożenia mogą skierować sprawę do sądu cywilnego, opierając się np. o zapis art. 144 kodeksu cywilnego, który mówi, że "właściciel nieruchomości powinien przy wykonywaniu swego prawa powstrzymywać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych." Tłumacząc na polski: nawożący rolnik powinien przestać nawozić, jeśli smród nawozu nie pozwala sąsiadowi odpoczywać w swoim ogródku. Tyle tylko, że to ów sąsiad musi udowodnić, że smród faktycznie uniemożliwia ten odpoczynek. A jeśli jakoś to mu to się sąsiadowi udało (co raczej wątpliwe biorąc pod uwagę, że rozprawa odbędzie się wiele miesięcy po fakcie nawożenia), to wówczas rolnik zawsze może odpowiedzieć, że jego grunt to jest pole uprawne, dlatego nawożenie nie jest "użytkowaniem przeciętną miarę", jest zgodne z gospodarczym przeznaczeniem gruntu oraz w oczywisty sposób jest typowe dla wiejskich stosunków miejscowych. Nawożący nie jest jednak tak całkiem bezkarny. Na podstawie art. 363 ustawy z dnia 27 kwietnia 2001 r. Prawo ochrony środowiska (Dz. U. z 2008 r. Nr 25, poz. 150, z późn. zm.) musi on przestrzegać zasad określonych we wspomnianym już rozporządzeniu Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 16 kwietnia 2008 r. w sprawie szczegółowego sposobu stosowania nawozów oraz prowadzenia szkoleń z zakresu ich stosowania (Dz. U. Nr 80, poz. 479), określających sposób stosowania nawozów naturalnych. Może też zostać skontrolowany - także pod kątem sposobu przechowywania nawozów naturalnych. A donosy i będące ich efektem kontrole potrafią trafić nawet na poziom sejmu - ot, choćby np. sprawa zapytania nr 5319 do Ministra środowiska w sprawie - uwaga ! - "nieskuteczności działań służb ochrony środowiska wobec zagrożenia zdrowia i życia mieszkańców gminy spowodowanego nieprawidłowym składowaniem odpadów związanych z produkcją trzody chlewnej przez Rolniczą Spółdzielnię Produkcyjną". Działalność Spółdzielni chyba raziła gusta estetyczne pewnej pani poseł, która pewnie w pobliżu zbudowała sobie hacjendę, jakoś na etapie budowy nie dostrzegając faktu istnienia po sąsiedzku chlewni. W związku z tą sprawą inspektor ochrony środowiska przeprowadził kilka kontroli i wizji terenowych, podczas których sprawdził m.in. poprawność przechowywania obornika, jakość płyt, dostosowanie ich wielkości do liczby zwierząt, stopień napełnienia zbiorników na gnojówkę, występowanie ewentualnych śladów odprowadzania gnojówki do pobliskiego strumienia (co byłoby przestępstwem w myśl art. 182 kodeksu karnego), pobrał z tego strumienia próbki wody do zbadania poziomu azotu i fosforu ogólnego, wykonał dokumentację fotograficzną, a na koniec wystąpił o dalsze działania: do głównego lekarza weterynarii o ocenę stanu sanitarnego hodowli oraz do głównego inspektora sanitarnego o rozpoznanie, czy występuje na miejscu plaga much i ryzyko zagrożenia w związku z możliwością roznoszenia przez nie drobnoustrojów chorobotwórczych. Spółdzielni urządzono biurokratyczno-kontrolne piekiełko, a choć w efekcie tych działań okazało się, że wszystko jest w najlepszym porządku, to rykoszetem kary otrzymało parę okolicznych gospodarstw, skontrolowanych niejako przy okazji. To pokazuje, że warto znać wspomniane przepisy i stosować się do nich, żeby nie dać satysfakcji oszołomom, którzy uważają, że na wsi powinny być wyłącznie angielskie trawniczki, japońskie bonsai i gustowne oczka wodne. No, jeszcze ewentualnie altanki do robienia grilla...

P.S. - dodane 17.03.2017

Na portalu rolniczym PPR opublikowano tekst, z którego okazuje się, że śląscy rolnicy... sprowadzają obornik aż z Holandii ! Winą za taki stan rzeczy artykuł obarcza zmiany na polskiej wsi, radykalny spadek ilościowy w hodowli zwierząt. Według przedstawiciela jednej z firm importujących obornik zainteresowani nim są zarówno rolnicy drobni, jak i właściciele dużych gospodarstw. "(...) W Polsce pogłowie świń spadło o połowę, krów też hoduje się coraz mniej. Przy braku dostępu do dobrego i taniego obornika w Polsce, import okazał się całkiem sensowną alternatywą". Wtóruje mu jeden z rolników: "Używanie wyłącznie nawozów sztucznych doprowadziło do tego, że z roku na rok miałem coraz gorsze plony. Problem w tym, że w Polsce hodowla zwierząt radykalnie spadła i w mojej okolicy obornika po prostu nie ma od kogo kupić." Sprowadza więc odpowiednio spreparowany obornik od holenderskich krów - higienizowany, pozbawiony potencjalnych czynników chorobotwórczych, suchy, więc lżejszy, łatwiejszy w transporcie i roztrząsaniu. Ponoć koszt całej zabawy jest porównywalny z tym, z jakim ma się do czynienia kupując obornik u rodzimego rolnika - i to z uwzględnieniem także kosztów transportu.

To, co ja mogę w związku z powyższym powiedzieć, to że jeśli tak jest faktycznie, to chyba świat staje na głowie... Jedyne, co mnie pociesza, to to, że zakrawa mi to raczej na artykuł sponsorowany importera. Bo pierwsze słyszę, żeby na polskiej wsi ktoś obornik od kogoś kupował. No i również w sprzeczności z tezą artykułu stoi duża liczba ogłoszeń na rozmaitych portalach internetowych w rodzaju: "oddam obornik za darmo, tylko niech ktoś wreszcie weźmie go ode mnie !".





Zródła:

http://www.sejm.gov.pl/sejm7.nsf/InterpelacjaTresc.xsp?key=271C7174
https://www.zgklw.pl/index.php/aktualnosci/115-wstrzymanie-wywozu-gnojowicy
http://iung.pl/dpr/nawozy_naturalne2.html
http://iung.pl/dpr/nawozy_naturalne2.html
http://www.doradcasamorzadu.pl/komunikaty/52-sas12-2011/1039-przepisy-reguluj%C4%85ce-sk%C5%82adowanie-obornika-na-gruncie.html
http://www.srodowisko.abc.com.pl/czytaj/-/artykul/jaki-organ-nadzoruje-sposob-nawozenia-pol-przez-rolnika
http://www.farmer.pl/produkcja-roslinna/nawozy/ostatnie-dni-na-wywoz-obornika-na-pole,61161.html