Podkuwacze kontra strugacze




czyli: konfliktu dwóch szkół rozczyszczania ciąg dalszy

14.04.2012


Niedawno pan Łukasz Rusakiewicz na stronie http://zdrowekopyta.pl/ zaprezentował swoje tłumaczenie artykułu, oryginalnie zamieszczonego w ubiegłym roku na stronie UFM (Francuskiego Związku Podkuwaczy, czyli Union F rancaise des Marechaux-ferrants), który to tekst zamieszczony został także w czasopiśmie "Kopyta" (nr 154, luty 2012). Oto początkowy fragment tego tekstu:

KONIEC ZE ZJAWISKIEM "NATURALNEGO WERKOWANIA"

Upór i konsekwencja zawodowych podkuwaczy, członków UFM, w opiniach wyrażanych na temat "naturalnych" strugaczy zostały wreszcie potwierdzone przez rozporządzenia prawne, wyroki sądowe oraz uwarunkowania socjoekonomiczne, jak również poprzez wyniki badań prowadzonych w Australii. Od wielu lat praca, doświadczenie, umiejętności i kompetencje podkuwaczy były ostro atakowane przez fałszywych specjalistów biomechaniki kopyta, posiadaczy amerykańskich dyplomów, chałturzystów, piszących o koniach bez najmniejszego o nich pojęcia, ale za to za pieniądze i innych "kopytowych filozofów" końca XX wieku. Ich pomysły, bazujące na celowym oczernianiu technik pracy podkuwaczy, przekonały pewną liczbę nieświadomych i naiwnych właścicieli koni. Następnie teorie te zaczęto wprowadzać w życie. "Teorie" w liczbie mnogiej, gdyż jest ich mnóstwo - dokładnie tyle, ilu jest "kopytowych proroków". Na rezultaty tych czynów nie trzeba było długo czekać i jak się można było domyślić nie były one dobre. (...)

Tymczasem sztuka podkuwnicza, tak przez nich krytykowana, polega od zawsze na zastosowaniu różnych technik, takich jak werkowanie i kucie, które pozwalają poruszać się koniom w sposób optymalny, a które wykonuje podkuwacz, uwzględniając uwarunkowania wynikające z właściwej eksploatacji koni. Ponadto podkuwacze nie mogą zaakceptować faktu, że zwierzęta, którym poświęcili całe swoje zawodowe życie, są zmuszone znosić postępki osobników, którzy doprowadzają je do kulawizny. Jeśli byłoby inaczej to przecież podkuwacze nie protestowaliby przeciw metodzie wspierającej dobrostan koni. Czy podkuwacze są przeciw odrobaczaniu koni ? Nie. Czy są przeciw tarnikowaniu zębów ? Oczywiście, że nie ! Dlaczego zatem mielibyśmy się przeciwstawiać osobom werkującym kopyta, skoro zajmujemy się tym samym i to od dawna ? Z bardzo prostego powodu - robimy to, ponieważ osoby uzurpujące sobie prawo do dokonywania na żywych koniach czynności, które wymagają zazwyczaj 3 lat nauki, robią to po ukończeniu trzydniowego kursu strugania... martwych kopyt. Następnie zaś bez żadnego nadzoru biorą się za kopyta żywych koni. Dlaczego więc nie akceptujemy tej oszukańczej "naturalnej" filozofii ?


Dzieje się tak dlaczego, że mamy ogromne doświadczenie w dziedzinie kształcenia młodych - i nie tylko młodych - podkuwaczy, oraz zdajemy sobie sprawę, że aby móc wykonywać pracę dostosowaną do potrzeb koni, poza opanowaniem wiedzy teoretycznej, trzeba spędzić długi czas pracując pod nadzorem kompetentnego i dbającego o szczegóły specjalisty. A propos ! Trzydniowe kursy teoretyczno - praktyczne prowadzą "wykładowcy", którzy sami przeszli edukację bardzo pobieżną. Jakich efektów oczekują ? (...)"

Całość tekstu znajduje się tu: http://zdrowekopyta.pl/blog/koniec-ze-zjawiskiem--naturalnego-werkowania----artykul-francuskiego-zwiazku-podkuwaczy . Po jego lekturze (zachęcam do niej !), mam jakby takie małe deja vu... Bo przecież mniej więcej 2 lata temu w podobnym duchu pisałem o akolitach metody dr Strasser (http://stajniatrot.pl/texts/mondre/strasser.html). Najwyraźniej Franuzi też mają ich już dość. Ponoć w tamtejszych sądach jest całkiem sporo spraw o znęcanie się nad zwierzętami, rozumiane jako spowodowanie trwałego uszczerbku na zdrowiu koni przez nieodpowiedzialne działania "naturalnych" neofitów, absolwentów Weekendowych Kursów Strugania Kopyt Z Rzeźni. Podobno na porządku dziennym było we Francji podejmowanie po takim kursie normalnej działalności gospodarczej. Ci - jak ich nazywa się w artykule - "pseudostrugacze" zdobywają klientów nie tylko rozpowszechniając swoje nie udowodnione badaniami teorie weterynaryjne, ale też stosując dumpingowe ceny, (dotąd niedawna żądali ok. 70 euro za jedno werkowanie, obecnie - 30 euro). Niestety coraz częściej słyszy się, że jakość ich pracy pozostawia wiele do życzenia. Autor artykułu podaje z imienia i nazwiska osoby parające się tzw. werkowaniem naturalnym, które skazane zostały na wypłatę odszkodowań za okulawienie koni innych osób. Pomimo wysokich kosztów procesowych i opieszałości francuskich sądów wymienione w artykule postępowania sądowe stwarzają precedens dla przyszłych działań zmierzających do "uziemienia" osób szkodzących w ten sposób zdrowiu koni.

W artykule bezsprzeczną prawdą jest to, że owe Weekendowe Kursy Rozczyszczania Kopyt z Rzeźni summa summarum przynoszą o niebo więcej szkody, niż pożytku. Nie dlatego, że teorie dr Strasser i jej podobnych jest zła, lecz przede wszystkim dlatego, iż te kursy służą przede wszystkim do rozdymania w nieskończoność ego absolwentów tychże szkoleń. Tacy neofici zwykle uważają, że wszystkie rozumy pozjadali i mogą nie tylko robić co chcą ze swoimi końmi, ale i służyć radą i czynną "pomocą" innym. Wystarczy zresztą spojrzeć na rodzime fora by zobaczyć, jak wypowiada się sekta strasseromaniaków (tym mianem określam nie samych zwolenników teorii dr Strasser, tylko osoby z nieodpowiedzialnym podejściem do koni w kontekście swoich miernych umiejętności, którym pod tym szyldem wmówiono wybitną wiedzę i umiejętności). Mam wrażenie, że umiar, pokorę w ocenie swoich możliwości, zdrowy rozsądek i umiejętność czerpania zarówno z klasycznej szkoły podkuwania jak i szkoły kopyt naturalnych ma może 5% osób zainteresowanych zdrowiem swoich koni. Reszta to ekstremizm i klapki na oczach. Jeśli więc takie same zjawiska zachodzą we Francji (a należy się tego spodziewać), to nie dziwię się takiej ostrej (a nawet nieco histerycznej) reakcji autora artykułu, prezes Francuskiego Związku Podkuwaczy. Jest jednak pewne "ale"... Negowanie a priori całokształtu teorii dr Strasser w taki sposób to przysłowiowy strzał w stopę. Takie aroganckie podejście do tematu, jakie widzimy w tekście, nie różni się niczym od tego, co reprezentują sobą sami strasserowcy względem "klasyków". To nic nie wnosi do dyskusji i rozwoju wiedzy o kopytach, to wręcz taką dyskusję i rozwój uniemożliwia. Z całą pewnością i w "klasyce", i w "strasseryzmie" są nie tylko elementy potencjalnie szkodliwe, ale i elementy bezsprzecznie dobre i pożyteczne - czemu więc popadać ze skrajności w skrajność i negować idee oponentów na zasadzie znanego cytatu z "Dnia Swira" Marka Koterskiego: "Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza !" ?... A przecież posiadaczom koni wszystko jedno, czy ktoś, kto robi kopyta jego zwierzęciu jest kowalem klasycznym, czy strugaczem naturalnym. To nieważne, wazne jest, by robił swoją robotę dobrze, a koń był zdrowy i sprawny.



Francuzi w swych reakcjach na zwiększającą się liczbę kopytowych usługodawców spod bandery dr Strasses zdecydowali się pójść krok dalej: jak informuje artykuł, w oparciu o opinię na temat werkowania, wystawioną przez l`Orde National des Veterinaires (odpowiednik naszej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej), do tamtejszej ustawy o rolnictwie wprowadzono zmiany, pozwalające dokonywać rozczyszczenia kopyt wyłącznie lekarzom weterynarii oraz zawodowym podkuwaczom. W pozostałych przypadkach werkowanie jest uznawane za nielegalne praktykowanie medycyny weterynaryjnej. Oczywiście zakaz praktykowania dotyczy tylko strugania komercyjnego, a nie tego, co sam właściciel konia robi ze swoim zwierzęciem. Jednak całkiem możliwe, że z czasem i to ulegnie zmianie - tak, jak dziś (na szczęście tylko teoretycznie) jest zakazane samodzielne wykonywanie banalnych zabiegów, takich, jak zaszczepienie sobie konia, czy jego odrobaczenie... Niestety takie załatwienie sprawy na drodze prawnej jest moim zdaniem po prostu chore. W czasach, kiedy w Polsce dyskutujemy o zniesieniu ograniczeń w dostępie do kilkudziesięciu zawodów, we Francji zakłada się sztuczne bariery. Sprawia to niekorzystne wrażenie, że tak naprawdę dobro koni, choć zapewne ważne, dla Francuskiego Związku Podkuwaczy jest mniej istotne, zaś najistotniejsze jest chronienie swojego zawodu i dochodów. Zrozumiałe są więc posądzenia o to, że lobby podkuwaczy we Francji ma na tyle silną pozycję, iż jest w stanie zablokować działania konkurencji. Celnie ktoś to podsumował takim stwierdzeniem: "z dziur w argumentacji wyłazi prozaiczna ekonomia."

Prawda, jak to zwykle bywa w życiu, leży gdzieś pośrodku, między chęcią ochrony zawodu i zysków a chęcią ochrony zdrowia koni. Można w nieskończoność kłócić się, która z metod werkowania jest lepsza i jak w każdej z nich ograniczyć liczbę nieodpowiedzialnych partaczy. Natomiast nie sposób nie zgodzić się z ostatnimi zdaniami artykułu: "Podkuwacze powinni jednak mieć świadomość, iż to właśnie niezbyt przemyślane i błędne poczynania niektórych z nich były wodą na młyn dla teorii pseudostrugaczy. Powinniśmy bacznie przyglądać się znaczeniu i zakresowi programowemu edukacji zawodowej, procesowi przyznawania uprawnień zawodowych ale również utrzymywać wysoki poziom własnej świadomości zawodowej, by dzięki temu unikać szkodliwych i zgubnych skutków naszych działań w stosunku do koni powierzonych nam przez właścicieli." Jest to dość mocna krytyka zjawiska, które każdy polski koniarz zna z rodzimego podwórka. Zbyt często słyszy się i u nas o podkuwaczach, którzy tak naprawdę w nosie mają konia, a zależy im tylko na szybko wykonanej robocie za jak najlepszą kasę. Gdyby podkuwacze powszechnie wykonywali swoją pracę dobrze, to większość osób dziś zajmujących się samodzielnym struganiem w ogóle nie interesowałaby się kopytami, tylko cieszyła z faktu posiadania konia i możliwości zażywania przyjemności z jazdy. Niestety z problemem niskiej jakości usług podkuwaczy zetknął się osobiście chyba niemal każdy koniarz. Do niewiedzy i bylejakości dodajmy też nie dotrzymywanie terminów wizyt, częste spóźnienia, fochy o to, że klient ośmielił się konsultować z innym podkuwaczem... Ech, my sami niejedno moglibyśmy na ten temat powiedzieć na podstawie własnych doświadczeń z dawnych lat...

Rozczyszczanie kopyt to sztuka, która wymaga wiedzy, precyzji, pewnej ręki i doświadczenia. Nie można zdrowia swego konia oddawać w ręce partaczy, czy zawodowych neofitów - obojętnie jakiej szkoły by nie reprezentowali. A konflikt między "klasykami" i "naturalsami" ? Tak naprawdę nie powinno go być, obie strony powinny współpracować, bo przecież się da ! Tylko nie można mieć w głowie przekonania, że ma się monopol na wszystko.





Zródła:

http://zdrowekopyta.pl/blog/koniec-ze-zjawiskiem--naturalnego-werkowania----artykul-francuskiego-zwiazku-podkuwaczy