Pippi Langstrumpf, znana starszym pokoleniom z książki dla dzieci autorstwa Astrid Lindgren oraz z nakręconego
na jej podstawie serialu, miała być najsilniejszym dzieckiem na świecie. Do dziś pamiętam z jednego z oglądanych
w baaardzo wczesnej młodości odcinków taką oto scenkę:
Łazikując sobie po internecie przypadkiem odnalazłem hasło "horse lifting". Skojarzyło mi się ono od razu
z opisywanym tu niegdyś
"horse pullingiem". Klinkąłem na linka i... Okazało się,
że nie tylko mała Pippi w taki sposób demonstrowała swoja siłę. Podnoszenie konia (horse lifting) było
widowiskowym pokazem, wykonywanym przez dawnych siłaczy (dziś bardziej "trendy" zwanych strongmenami)
na początku XX wieku. Pokaz wymyślił niemiecki atleta William Pagel (na zdjęciu - po lewej). Wielu jego
"kolegów o fachu" powtarzało potem ten wyczyn, np. Australijczyk Don Athaldo (w środku), Paul Baillargeon, czy
bardzo znany niegdyś, a dziś już prawie cąłkiem zapomniany Polak z Wilna: Aleksander Zass (z prawej). O ile ci
pierwsi do pokazu wykorzystywali specjalną konstrukcję w formie wieży, o tyle Zass po prostu brał wierzchowca
na własny wierzch. I wprawdzie u Zassa nie były to wielkie i ciężkie konie pociągowe, a tylko poniaki, jednak
trzeba pamiętać, że ten przedwojenny strongman sam ważył tylko 75 kilogramów (dla porównania Mariusz Pudzianowski
u szczytu swej kariery strongmana ważył prawie 2 razy tyle, 145 kg) !
Niektórzy siłacze popisywali się też z wykorzystaniem koni w nieco inny sposób:
Teraz takie pokazy podnoszenia zapewne wywoływałyby sprzeciwy co bardziej zagorzałych miłośników zwierząt
i przeciwników sztuki cyrkowej. Jednak nawet dziś bywa, że pojawia się potrzeba dźwigania koni. Zazwyczaj
wynika ona z konieczności podniesienia starszego konia, który osłabiony chorobą nie potrafi w danym momencie
wstać samodzielnie, czy przeniesienia leczonego pod ogólnym znieczuleniem zwierzęcia ze stołu operacyjnego
do boksu wybudzeniowego. Konia wówczas podnosi w specjalnej, obejmującej go pod brzuchem uprzęży. Ten sposób
może być jednak stosowany tylko tymczasowo - ciężar konia i wynikający z niego nacisk na klatkę piersiową na
dłuższą metę mógłby spowodować problemy z oddychaniem, a nawet uduszenie.
Zdarza się też, że trafiają się wypadki losowe takie, jak np. wpadnięcie konia do jeziora w wyniku załamana
się lodu. Często związane jest to z ludzką niefrasobliwością - jeden z takich wypadków był efektem chęci
popływania dwóch młodych amazonek z Cantenbury ze swymi końmi. Dziewczyny wybrały się na plażę podczas odpływu,
a gdy poszły zbyt daleko w stronę cofającego się morza, wierzchowce ugrzęzły w mulistym dnie prawie po brzuchy.
Nie były w stanie poruszyć nogami. W akcji brała udział straż pożarna z okolicznych miejscowości i zaalarmowane
lokalne grupy działające na rzecz zwierząt - niestety ich próby pomocy były bezskutecznie. Okazało się, że
jedynym ratunkiem było podkopanie koni, podniesienie ich w górę w uprzężach za pomocą helikoptera i przeniesienie
na bardziej stały ląd. Sama akcja kosztowała 1500 UDS, co zapewne "bardzo ucieszyło" rodziców owych nastolatek.
A kierujący akcją wspominał, że osobną trudnością i kosztem było doczyszczenie całego sprzętu z zasychającego
mułu, co trwało o wiele dłużej niż sama akcja ratownicza...
Na szczęściwe w Stanach działa wiele organizacji typu non-profit, specjalizujących się w niesieniu pomocy
zwierzętom także w takich wypadkach. Jedną z nich jest
Rocky Mountain Horse Rescue. Działa ona w Colorado i dysponuje własnym dźwigiem oraz
specjalną uprzężą-temblakiem dla dużych zwierząt:
Po raz pierwszy uprzęży RMHR użyto aby pomóc 18-letniemu wałachowi rasy Thoroughbred, który wpadł do przydomowego
basenu. Basen był częściowo opróżniony, więc woda zamortyzowała upadek, jednak bez specjalistycznej pomocy
i współpracy zarówno miejscowej straży pożarnej, jak i wolontariuszy (użyty w akcji dźwig był własnością jednego
z sąsiadów) koń w żaden sposób nie dałby rady wyjść. Mimo zaangażowania i posiadania odpowiedniego sprzętu
akcja ratownicza trwała 3 godziny, podczas których nad koniem czuwał weterynarz.
Nagrania z tej akcji były pokazywane w wielu stacjach telewizyjnych (także u nas, w Polsce), a informacje
o przebiegu samej operacji stały się materiałem szkoleniowym dla strażaków. A organizacja zdecydowała, że jej
uprząż oraz manekin konia, na którym była później prezentowana, będzie do dyspozycji dla każdego, kto będzie
tego potrzebował do szkoleń lub do akcji ratowniczej - i to bez jakichkolwiek opłat !
Podobny dramat zdarzył się jakiś czas temu w Essen, w Niemczech, gdzie ciężki koń pociągowy wpadł do przydomowego
basenu. Basen był przykryty pokrywą, a ta - śniegiem. Chodzący w pobliżu koń po prostu przedostał się na
sąsiednią posesję przez ogrodzenie korzystając z tego, że była przy nim zaspa śnieżna. Nie widząc pod śniegiem
pokrywy stanął na niej. Ta pękła, a zwierzę wpadło do zbiornika-pułapki. Sama woda nie stanowiłaby dla niego
zagrożenia, ale w połączeniu z lodowatym wiatrem i padającym śniegiem mogła spowodować wyziębienie organizmu.
Było to realne niebezpieczeństwo, tym większe, że właściciel konia zorientował się co się stało dopiero
w porze karmienia, więc nie wiadomo było, jak długo zwierzę wcześniej tkwiło w basenie. Zaalarmowano straż
pożarną, opróżniono basen z wody, sprowadzono dźwig, a że nie dysponowano uprzężą, wyciągnięto konia za
nogi:
W tym przypadku koń nie odniósł żadnych większych obrażeń - po wydobyciu owinięto go w derki i zaprowadzono
do pobliskiej stajni, dysponującej solarium. Inne jednak nie mają tyle szczęścia - niejednokrotnie mechaniczne
wyciąganie koni jest koniecznością przy wypadkach komunikacyjnych, w wyniku których konie zostają ciężko
ranne i trzeba je przenosić. W jednym z największych ostatnio takich wypadków (w Dearborn County na Florydzie)
z wywróconego wielkieg trailera trzeba było wyciągać aż 20 zwierząt !
Oprócz pokazanego wyżej "temblaka", należącego do RMHR, stosuje się jeszcze inny, uproszczony rodzaj
uprzęży.
Warto zwrócić uwagę na miejsca podwieszenia konia: pasy przyłożone są na wysokości popręgu i słabizn. Dzięki temu
zwierzę może swobodnie oddychać. A jeśli ktoś sądzi, że nacisk na wysokości końskich lędźwi sprawia zwierzęciu
dyskomfort, niech rzuci okiem na
ten film i przekona się,
że podczas podciągania rumak jest zaskakująco spokojny. Warto o tym pamiętać, gdyby (odpukać !) zaszła potrzeba
podniesienia własnego konia. W warunkach "polowych" można to zrobić na linach, ale lepszym materiałem będzie
wąż strażacki.
P.S. A skoro o podnoszeniu koni mowa - oto ciekawostka: pod koniec XIX wieku pan Edward Richenbach z Orrville
w Ohio zaprojektował urządzenie do okiełznania ponoszącego w zaprzęgu konia. Powożący zwalniał blokadę, a ciężar
na końcu liny opadał, podnosząc jednocześnie konia w powietrze, gdzie mógł sobie przebierać nogami do woli !
Wprawdzie wynalazca nie opisuje, jak wóczas miałoby wyglądać kierowanie takim toczącym się dalej siłą rozpędu
powozem - ale może ktoś z Was coś wymyśli ?...
Zródła:
http://www.oldtimestrongman.com/blog/2009/08/horse-lifting.html
http://bsoblog.wordpress.com/2008/06/11/bsfr-technical-rescue-team-gives-horse-a-lift/
http://www.threecreeksarabians.com/index.htm
http://www.horsesforever.org/hfhappenings.html
http://www.hookedonhorses.co.uk/2010/stranded-horse-rescued-from-river-in-dorset/
http://www.thehorse.com/enews/1262006.html
http://blogs.equisearch.com/horsehealth/2011/02/16/draft-horse-swimming-pool-rescue-germany/
http://www.rockymountainhorserescue.org/