Opracowanie monumentalne




czyli: o konikowych pomnikach koniom poświęconych

10.02.2014


"Burząc pomniki, oszczędzajcie cokoły. Zawsze mogą się przydać." - taką to złotą myślą błysnął niegdyś baron Stanisław Jerzy de Tusch-Letz, bardziej znany (niestety głównie takim starym ramolom, jak piszący te słowa) jako Stanisław Jerzy Lec i ta myśl będzie mottem przewodnim tego tekstu. A pomysł nań zrodził się, gdy Sonia będąc niedawno na krótkim wypadzie w Amsterdamie zrobiła zdjęcie, jak to powiedziała: "jakiegoś pomnika, przedstawiającego jakąś kobietę" siedzącą po damsku na koniu. Owa "jakaś kobieta" okazała się holenderską królową Wilhelminą, panującą przez 58 lat, będąca dla Holendrów tym samym, czym Elżbieta II dla Anflików. Wilhelmina była postacią bardzo zasłużoną dla ruchu oporu podczas II wojny światowej, wielokrotnie osobiście nawołującą do walki z Niemcami w audycji BBC Radio Oranje.



Pomyślałem sobie wtedy, że tak w ogóle to chyba warto by się przyjrzeć konikowym pomnikom. Ale raczej nie pomnikom sławnych postaci na koniach, ale pomnikom stricte koni, to jest: pomnikom wystawionym ku czci i upamiętnieniu zwierząt, a nie ludzi. O jednym z nich pisałem niegdyś przy okazji opracowania na temat roli koni w Wojnach Burskich, gdzie setki tysięcy koni kawaleryjskich padło z pragnienia.



Najwięcej takich pomników upamiętnia - co zrozumiałe - konie z czasów rozmaitych wojen. Konie odegrały wielką rolę w niemal wszystkich konfliktach zbrojnych toczonych w dziejach ludzkości. Szacuje się, że w samej tylko amerykańskiej wojnie secesyjnej zginęło 620 tysięcy ludzi i aż 1,5 miliona koni i mułów. Już zaledwie na samym początku wojny Armia Potomaku potrzebowała 40 tysięcy koni wierzchowych i jucznych. Rok później ta sama armia każdego tygodnia pozyskiwała aż 1500 koni, a w miarę rozwoju działań wojennych liczba ta po 2 latach wzrosła do ponad 500 dziennie ! A trzeba przy tym pamiętać, że koszt pozyskania konia do armii był 6 razy wyższy od kosztów wyekwipowania żołnierza.



Szacuje się, że w tej wojnie przeciętny koń otrzymał statystycznie 5 ran. W samej tylko bitwie pod Gettysburgiem padło ich 3 tysiące; żołnierskie dzienniki i listy z tamtych czasów bardzo często mówią o odorze gnijących ciał zwierząt, unoszącym się nad pobojowiskiem. W najgorszej sytuacji były konie ciągnące armaty i wozy z zaopatrzeniem - były najczęstszym celem, gdyż zabicie lub zranienie choćby jednego z nich zatrzymywało cały zaprzęg, a tym samym opóźniało szarże kawaleryjskie, ogień artylerii i w ogóle wszelkie manewry przeciwnika. Lecz choć konie w bitwach ginęły często od kul, to niestety znacznie liczniej padały z powodu chorób (zwłaszcza nosacizny). Najwięcej jednakże padło ich ze zmęczenia i wskutek złej opieki, serwowanej im przez ich własnych jeźdźców. Konie wojskowe przemierzały codziennie bardzo duże odległości w typowym kawaleryjskim tempie 4 mil na godzinę (7 km/h), jadły mało i piły często z zabłoconych strumieni, dlatego były zwykle chude i chorowite. Nie dziwi więc pismo Montgomery C. Meigsa, Głównego Kwatermistrza armii Unii w liście do dowodzącego armią Cumbrland generała majora General Williama Rosecransa, zawierające szereg bardzo ostro sformułowanych zaleceń co do poprawy sposobu opieki nad zwierzętami, zakończone nadzwyczaj gorzkim stwierdzeniem: "Mamy ponad 125 pułków kawalerii, a oni [kawalerzyści Unii, czyli "swoi"] zabili dziesięć razy więcej naszych koni, niż koni wroga." A unijny general William Tecumseh Sherman mówił: "Każda okazja do zatrzymania się w podczas przemarszu musi być okazją do pdania trawy, pszenicy, lub owsa, a konie należy otoczyć nadzwyczajną opieką, bo od nich wszystko zależy".

Tym koniom właśnie poświęcony jest pomnik stojący przed Virginia History Society w Richmond, choć parafrazując znane słowa Horacego można powiedzieć, że konie swą służbą same sobie "wzniosły pomnik trwalszy, niż ze spiżu". Jednak od razu nasuwa się też stwierdzenie Waltera Benjamina: "Nie ma takiego pomnika ludzkiej kultury, który nie byłby zarazem świadectwem barbarzyństwa." W odniesieniu do losów koni wojskowych pasuje ono doskonale...

Steven Spielberg koniom wojskowym poświęcił nawet jeden ze swych filmów, "War Horse" (u nas znany pod tytułem "Czas wojny"), opowieść o koniu imieniem Joey, który sprzedany brytyjskiej armii trafia na front, gdzie jego los powiązany jest z żołnierzami różnych narodowości, walczących na frontach I wojny światowej. Film jest oparty na faktach, naprawdę koń należał do brytyjskiego generała Jacka Seely i miał na imię Warrior, czyli Wojownik. Przeżył I wojnę i padł w roku 1941, w szacownym wieku 33 lat. Większość jego "pobratymców" nie miało jednak tyle szczęścia. Podczas wojen światowych czołgi, artyleria, ataki gazowe, drut kolczasty, choroby i inne niedole dziesiątkowały zwierzęta - i to nie tylko te armijne na froncie, ale też cywilne w atakowanych miastach i wsiach. Wszystkim koniom Wspólnoty Brytyjskiej, padłym podczas wojen, jakie miały miejsce w XX wieku, poświęcony jest bardzo ciekawy pomnik stojący w Park Lane w Londynie. Konie w nim przedstawione symbolicznie "przechodzą na dtuga stronę". Poniżej - widok z frontu i z tyłu pomnika.





Gwoli ścisłości: pomnik przedstawia konie, których w samej tylko I wojnie światowej padło ponad 8 milionów. Ale poświęcony jest też pamięci wszystkich padłych na wojnach zwierząt - m.in. osłom, mułom, psom, słoniom, gołębiom, wołom i innym, służącym na różne sposoby armiom w działaniach wojennych.

Gdy tworząc ten tekst przegrzebywałem przepastne czeluście Internetu, z pewnym zaskoczeniem stwierdziłem, że sporo poświęconych wojskowym rumakom pomników mają... Australijczycy. Ale to spory temat, w sam raz na osobną opowieść...

Prócz udziału w bojach konie zasłużyły się także ciężką pracą i to też warto uhonorować. Jednym z poświęconych temu pomników jest pomnik konia pracującego, zaprojektowany przez Judy Boyt, wzniesiony przy współpracy z członkami Retired Carter's Association, czyli związku emerytowanych woźniców. Rzeźba stoi w w Liverpoolu, a zatytułowana jest "Waiting", czyli "Czekając". Przedstawia odlanego z brązu konia, czekającego na kolejny kurs z kolejnym ładunkiem. Rzeźba ma około 1.80 m w kłębie i stoi w Albert Dock, gdzie wiele zwierząt spędziło całe życie na ciężkiej pracy konia pociągowego. Przez ponad 2 i pół wieku konie były tam używane do przewożenia ciężkich ładunków pomiędzy portowymi dokami i rozmaitymi magazynami, czy firmami. W szczytowym okresie pracowało ich w Liverpoolu ponad 20.000 - o wiele więcej, niż w którymkolwiek innym mieście Wielkiej Brytanii (pomijając Londyn). W przewodniku po mieście z 1914 roku pisano: "Liverpool szczyci się tym, że konie wykorzystywane w przemyśle miasta są najlepsze i trudno byłoby znaleźć od tej reguły wyjątek." Można wręcz powiedzieć, że "Liverpool został zbudowany na grzbiecie koni". Ważną rolę odegrały one także podczas II Wojny Swiatowej przy transporcie żywności, leków i wyposażenia ze stojących w liverpooskim porie porcie statków do różnych punktów miasta.



Odsłonięty 1 maja 2010 roku pomnik (notabene: w asyście czterech żywych przedstawicieli rasy shire, bowiem w ten dzień tradycyjnie odbywają się parady z udziałem koni) stworzony został pod patronatem Museum of Liverpool Life, który zgromadził mnóstwo materiałów opisujących codzienną pracę koni pociągowych. Na tej podstawie została też wydana książka, która trafiła do dystrybucji w dniu odsłonięcia pomnika. Prócz tego dla uczczenia ciężkiej pracy zwierząt wyemitowano także kilka programów telewizyjnych oraz odbyło się kilka prelekcji i warsztatów.

Żeby jednak nie pozostawac w tych nieco przyciężkich nastrojach, przyjrzyjmy się też konikowym pomnikom utrzymanym w zdecydowanie lżejszych klimatach. Konie kojarzą się z biegiem i wolnością i to także znajduje odzwierciedlenie w rzeźbach. Bardzo urokliwym jest np. pomnik dzikich koni ustawiony nie w mieście, ale "w naturze", na wzgórzu przy drodze stanowej I-90 w stanie Washington (USA). Autorem jest David Govedare, który chciał tą instalacją przypomnieć ducha czasów, które już minęły. Stalowa instalacja ma około 60 metrów długości i przedstawia naturalnej wielkości figury biegnących koni - dzikich i wolnych. Rzeźbę odwiedza całkiem sporo osób, jest to też miejsce często odwiedzane o zachodzie słońca z uwagi na piękne widoki wieczorową porą.





Dość natomiast... hmm... oryginalnym przykładem... sztuki współczesnej jest pomnik konia w rosyjskim Woroneżu. Koń ten o imieniu Jaryż to 3,5-metrowej wysokości trzytonowy stalowy odlew. W zamyśle autora (Dickunow-Packs), ma on symbolizować zwycięską konfrontację natury z cywilizacją - stąd "zmiędlona" szyna w pysku zwierzęcia. Monument stanął w 2006 roku wbrew sprzeciwowi władz lokalnych i mimo nich stoi nadal, po dziś dzień. Cóż, trudno powiedzieć, że jest absolutnie i bezsprzecznie piękny, za to z pewnością doktor Zygmunt Freud, gdyby żył, miałby nam o autorze wiele do powiedzenia, patrząc na nadzwyczaj wiernie oddane pewne szczegóły końskiej anatomii. Mimo swej... nazwijmy to: awangardowości (a może właśnie dzięki temu) rzeźba stała się szczególnym symbolem miasta i dziś sporo przejeżdżających nieopodal osób zatrzymuje się, by zrobić sobie fotkę z "koniem o największym interesie na świecie".



Na koniec warto też spojrzeć na własne podwórko: w pobliskim parku świerklanieckim przy dwóch bocznych basenach znajduje się seria żeliwnych rzeźb Emmanuela Fremieta. Powstały one w 1872 roku i przedstawiają walczące zwierzęta. Jedną z par jest koń i lwica. Polecam Wam spacer po tym parku, szczególnie jesienną porą





Zródła:

http://www.liverpoolmonuments.co.uk/projects/carters.htm
http://www.scottiepress.org/sr2003/carters.htm
http://tuesdayshorse.wordpress.com/2012/05/28/war-horses-remembering-the-millions-who-fought-and-died-in-human-battles/
http://www.18thmass.com/blog/index.php?itemid=903
http://www.animalsinwar.org.uk/
http://www.vetsonline.com/news/latest-headlines/memorial-service-for-uk-s-animal-war-dead.html
http://www.scenicusa.net/052610.html
http://seattlelocalflavor.blogspot.com/2011/02/wild-horse-monument-vantage.html
http://englishrussia.com/2007/07/25/the-horse-monument-in-voronezh/
http://www.learnrussianlanguage.ru/what-to-see-in-russia-travel
http://www.examiner.com/article/more-horses-and-mules-died-the-civil-war-than-men
http://www.parki.org.pl/parki-miejskie/park-w-swierklancu