Stertnik




czyli: jak sobie ułatwić składowanie obornika

14.12.2013


Problem magazynowania i wywożenia obornika spędza sen z powiek każdemu posiadaczowi stajni. Dobrze, jeśli chów koni powiązany jest z posiadaniem pola, które można nawozić. Jednak można to robić (zgodnie z prawem i ze zdrowym rozsądkiem) najwyżej 2 razy do roku. Jeśli obornik odbiera ktoś z miejscowych rolników, sytuacja zwykle jest podobna: chętnie odbierze on nawóz na wiosnę lub na jesień, to jest wtedy, gdy może go od razu załadować na rozrzutnik i rozrzucić na swoim polu. Odbieranie go regularnie np. co miesiąc i składowanie u siebie dla takiego rolnika jest niekorzystne: sam musiałby się wtedy borykać z problemem jego przechowywania no i musiałby więcej razy dokonywać załadunku: raz - w celu transportowym, dwa - później, w celu nawożenia, a to oznacza przeciez dla niego dodatkowy wysiłek i koszty...

O budowie płyty obornikowej pisałem TU. Rzecz jednak w tym, że wielkość naszej płyty została oszacowana zgodnie z Ustawą o Nawozach i Nawożeniu z roku 2000. W jej myśl płyta powinna mieć powierzchnię umożliwiającą składowanie obornika przez okres co najmniej 4 miesięcy (dla krowiej gnojowicy musiałoby to być 6 miesięcy). Chów koni to dziś działalność niszowa, brak więc było "końskich" wytycznych - nie pozostawało nam nic innego, jak przyjąć normy ogólne dla tzw. SD - dużej sztuki hodowlanej o wadze 500 kg: "Półroczna produkcja obornika od 1 SD wynosi około 5 ton (...) Wymagana powierzchnia płyty dla 1 SD, z uwzględnieniem 10-procentowej rezerwy, wyniesie więc 3,5 m2 (...). Znając współczynniki przeliczeniowe poszczególnych grup zwierząt w różnym wieku i o różnej masie ciała, można łatwo policzyć wymaganą powierzchnię płyty. Dla bydła współczynniki przeliczeniowe na SD wynoszą: krowa o masie ciała 600 kg – 1,2 SD (...)" [źródło - http://www.farmer.pl/srodki-produkcji/budynki- inwestycje/wylej-plyte,1057.html] Nasza stajnia miała wówczas 3 boksy; więc potrzebowaliśmy 3 * 3,5 m2 * 1,2 = 12,5 m2 powierzchni płyty. To było teoretycznie jak najbardziej poprawne wyliczenie, lecz już po pierwszym sezonie jej uzytkowania wiedzieliśmy, że - jak mawiają ponoć Rosjanie - "praktika tieoriu j*biet"... Przy dwóch tylko koniach, Deście i Fuksie, po zimie mieliśmy pod stajnią istny obornikowy Mount Everest, sięgający dolnej krawędzi dachu. A potem doszły przecież jeszcze: Meteor i Belin... Po prostu: od koni jest znacznie więcej obornika z tego choćby względu, że zawiera on dużo więcej słomy, niż np. krowi. Jeśli więc planujecie budowę płyty, pomnóżcie wszystko razy dwa: moim zdaniem na każdego konia powinno przypadać conajmniej 7 m2 powierzchni płyty.

Mimo tego, że naszą płytę nieco powiększyliśmy, problem pozostał. Duże ilości obornika szybko ją zapełniają. Płyta ograniczona jest murkiem, nie ma miejsca na bokach, więc "rośnie" w górę, trzeba wyładowywać taczki na szczycie pryzmy. Tylko że codzienne wjeżdżanie taczkami ze "świeżą dostawą" po desce pod stromą górkę to spory wysiłek. Podrzucanie (spiętrzanie) ręcznie co kilkanaście dni starego obornika tak, by zrobić miejsce na wjazd i na nowe porcje, to wysiłek jeszcze większy i powszechnie nielubiane przez nikogo z nas zajęcie. Jak więc uławić sobie życie i zautomatyzować "wykiprowanie" pełnych taczej na szczyt pryzmy ? Problem sprowadzał się do wywindowania zawartości taczek mechanicznie na pewną wysokość, przeniesieniu jej nad szczyt pryzmy i zrzuceniu. Pomysły były różne: od małego dźwigu po wagonik wciągany na szczyt wyciągarką elektryczną, jednak po długich namysłach w naszym przypadku jedynym rozsądnym rozwiązaniem mógł być tylko jakiś przenośnik w typie taśmociągu lub stertnika. Ale ta róza miała gigantyczne kolce: koszt taśmociągu używanego i w złym stanie wynosił (Allegro) około 3.500 zł - sporo... Koszt materiałów do jego zrobienia własnym sumptem oszacowałem na conajmniej 2.500 zł - też sporo, ale mniej, jednakże budowa zajęłaby mi mnóstwo bezcennego czasu... Na szczęście przypadkiem trafiła się oferta sprzedaży maszyny takiego oto typu:



Jest to tzw. podbieracz liści buraczanych - niegdyś dość popularna maszyna, która miała napędzany od ciągnika podbieracz (taki sam, jak w prasach dosiana) oraz przenośnik, pozwalający przenieść zebranie podbieraczem liście na ciągnioną za podbieraczem przyczepę. Znaleziona przez nas oferta była jeszcze ciekawsza: właściciel zdemontował podbieracz, za to zamontował trójfazowy silnik elektryczny, przekształcając maszynę w coś pomiędzy taśmociągiem a stertnikiem do słomy.



Aby maszyna spełniała swoje zadanie, musiała mieć dorobiony kosz zasypowy - pojemnik, do którego byłyby opróżniane taczki i z którego dalej obornik byłby przenoszony podajnikiem na płytę. Kosz jest arkuszem dwumilimetrwej blachy stalowej, wspartej o ramę z kątownika gorącowalcowanego 30*30*3 mm i profila zamkniętego 20*40 mm (materiały "z odzysku"). Blacha jest dospawana do maszyny pod pewnym kątem, by ułatwiać zsuwanie się obornika na podajnik. Bokami kosza są niskie fabrycznie zamontowane burty przenośnika. Wielkość kosza (137 * 57 cm) umożliwia wrzucenie nań jednorazowo zawartości dwóch taczek.



Wyładunek taczek wprost do kosza oznaczał konieczność maksymalnego obniżenia dolnej części maszyny tak, by przednia krawędź "paki" taczek dawała się zaczepic o krawędź kosza. Obniżone zostały w tym celu kółka podporowe i skrócone zostały o ok. 10 cm palce zabierające podajnika. Mimo tego zabiegu okazało się, że nadal krawędź kosza znajduj się ok. 10 cm powyżej krawędzi taczek, trzeba więc było dorobić połączony z koszem "minipodjazd". Jako, że maszyna będzie eksploatowana przez cały rok, z blachy gładkiej 0,5 mm za pomocą nożyc i nitownicy została dorobiona obudowa zabezpieczająca silnik i łańcuch napędowy przed wilgocią. Prócz powyższych modyfikacji wykonane zostało rzecz jasna smarowanie wszystkich części ruchomych oraz doprowadzenie "siły" do maszyny.



Maszyna będzie pracować w dwóch trybach. Tryb pracy chwilowej będzie polegać na krótkotrwałym (ok. 30 sekund) włączeniu się silnika po zrzuceniu obornika z taczek do kosza. Włączenie odbywać się będzie po wciśnięciu przycisku, zaś wyłączenie - automatycznie po krótkim czasie, po którm obornik przejedzie przez całą długość podajnika i spadnie na płytę. Aby taki cykl był możliwy, do urządzenia dołączny zostanie układ sterujący silnikiem: stycznik trójfazowy uruchamiany wyłącznikiem czasowym. Tryb pracy ciągłej (maszyna chodzi non-stop) będzie używany np. przy akcji wiosennego sprzątania stajni, gdzie dwie pary taczek stale (lub raczej: bez większych przerw) dostarczają do kosza kolejne porcje obornika. Ten tryb może być tez wykorzystany podczas sianokosów, gdyż maszyna ma odpowiednią wysokość do transportowania zebranych z łąki kostek z przyczepy na poddasze stajni. Oparta na 4 kołach jest przy tym mobilna i na upartego daje się przetoczyć z miejsca na miejsce w pojedynkę. Jest też tak wyważona, że po chwyceniu za krawędź kosza daje się unieść jej dolną część i obrócić całość w miejscu. Z tego też powodu na razie nie planuję dorabiania naszemu podajnikowi zaczepu do ciągnika.