Srebrna Odznaka Kasi i Soni

29-go sierpnia pojechaliśmy s Fuksiastym i Meteorem do Zbrosławic, gdzie zorganizowano egzaminy na Srebrną Odznakę Jeździecką. Ostatni czas nie sprzyjał regularnym treningom. Dlatego Kasia brała chłopaków w regularne "obroty" przez cały poprzedzający egzamin tydzień. Szło nieżle i trzeba powiedzieć, że czego, jak czego, ale umiejętności koniom ani amazonkom nie brakło. Niestety, łagodnie mówiąc nie powiodło nam się...



Po przyjeździe do Zbrosławic okazało się, że część ujeżdżeniowa ma się odbyć na hali, która dla naszych koni jest rzeczą dość niezwykłą i przez to stresującą. Ciśnienie w przeszłości podnosiły im umieszczone na hali lustra. Dlatego też po przyjeździe przede wszystkim chcieliśmy przypomnieć koniom te dla nich nietypowe warunki. Spacer w ręku po hali odbył się w idealnym spokoju, konie popodziwiały swą urodę w lustrach bez specjalnych emocji i wydawało się, że jest OK. Następnie dziewczyny urządziły im lekką rozgrzewkę wiedząc doskonale, że w normalnych warunkach nasze konie, ćwiczone non-stop przez cały poprzedzający egzamin tydzień, byłyby "trudne do upchnięcia" i zamiast biegać, snułyby się po ujeżdżalni. Rozgrzewka, prowadzona na powietrzu, odbyła się również sprawnie i bez kłopotów.



Egzamin sam w sobie trwał bardzo długo, było początkowo bodajże aż 35 osób ! Zaczął się od "srebrnej" próby ujeżdżeniowej. Pierwsze dwa przejazdy nieco mnie dziwią do dziś - owszem zostały wykonane poprawnie, ale ocenione aż na 7-ki. Biorąc pod uwagę to, że konie snuły się, a drugi z nich w kłusie wręcz chodził przodem stępem, podrygując zadem w "kłusie udawanym", taką ocenę osobiście uważam za zdecydowanie zawyżoną (to tylko moja prywatna opinia !). Reszta koni została oceniona słabiej (okolice 5-tek) i na ogół faktycznie wynikało to z niedokładności rysunków lub niepoprawnego wykonania pewnych elementów. Przyznaję jednak, że trudno mi zrozumieć, jak komisja, siedząca na krzesełkach z oczami na poziomie circa-about metra nad piaskiem jest w stanie ocenić (i to na 60-metrowej ujeżdżalni !) np. czy element "koła" jest rzeczywiście kołem ?... Cóż, porzućmy na razie ocenę pracy komisji egzaminacyjnej...



Jako pierwsza z naszej ekipy wjechała Sonia - no i się zaczęło... Meteor powtórzył wyczyny, jakie w lutym tego roku zaserwował Pumci z okazji jej "srebrnego" egzaminu (jej "srebrnego" egzaminu ). Powtórzył, a nawet poprawił, zaczynając od bryków (zarówno tuż przed wjazdem na maneż, jak i w trakcie przejazdu), a kończąc na ciągłych spięciach, rżeniach itd. Prawdopodobnie zdenerwowały go: fakt samotnego pozostania na zamkniętej hali i jednak własne odbicia (w biegu) w lustrze. Jak powiedziała Sonia - dopiero pod sam koniec jazdy nieco się rozlużnił, podczas przejazdu trzeba było jechać na lużnej wodzy, bo każde jej zebranie powodowało kolejny napad "rżączki spiętej". Niestety podczas jednego z ataków koń wyskoczył lewymi nogami poza obręb ujeżdżalni, co oczywiście przy lużniejszej wodzy było nie do opanowania i co, rzecz jasna, spowodowało bezdyskusyjną eliminację. Szkoda; tak, czy siak Soni należy się uznanie za to, że potrafiła sobie poradzić z tak niespokojnym koniem. Komisja miała także inne uwagi: do zbyt ciasno zapiętego podgardla i słabej "jezdności" konia. To pierwsze było oczywista nieprawdą, to drugie w kontekście wyrywności Meteora - nonsensem. Trzeba też powiedzieć, że koń wykonał naprawdę zaskakująco świetnie kilka elementów, np. kontrgalop po zdecydowanie i ostro zaznaczonej łamanej, co zrobiło na mnie duże wrażenie.



Jako druga jechała Kasia. Fuks zgodnie z przewidywaniami pojechał swoje, nie sprawiając żadnych większych kłopotów, może poza koniecznością ciągłego pchania go do przodu. Kasia wprawdzie została oceniona na tylko 5 ale moim zdaniem ocena została jednak zaniżona. Następnie odbyła się część ujeżdżeniowa na odznakę brązową i mówiąc szczerze byłem bardzo zdziwiony, że z ok. 20 uczestniczek nie zaliczyły tylko trzy. Te trzy przypadki były ewidentne: nieznajomość programów, czy totalne nieposłuszeństwo zdenerwowanego konia. W dalszym ciągu egzaminu odbyła się "brązowa" część skokowa, a my korzystaliśmy z ponad dwugodzinnej przerwy.



Wreszcie przyszedł egzamin na część skokową. Kasia pojechała jako pierwsza i mimo zrzutki (zrzutkipodczas egzaminu nie są błędem) pewnie zmierzała do końca przejazdu. Gdy wydawało się, że jej się uda, Fuksiak wystraszony jakimś ruchem na widowni lekko się spłoszył tuż przed przeszkodą, a to zaburzenie poskutkowało wyłamaniem na szeregu. Kasia natychmiast zrobiła drugi, poprawny najazd i "zaliczyła" przeszkodę. Niestety decyzją komisji nie zaliczyła przez to egzaminu.



Trzeba tu otwarcie i uczciwie powiedzieć, że pozostałe przejazdy innych koni były lepsze, bardziej stylowe. Zresztą jak mogłoby być inaczej, skoro w części były to konie używane w ośrodku, non-stop skaczące i chyba wręcz znające program na pamięć ?... Po egzaminie komisja twierdzia, że brak zaliczenia wynika z przyznania ogólnej noty za skoki 4,5. Czyli - mówiąc żartobliwie - z "ogólnego wrażenia artystycznego" za skoki Fuksa. Jak dla mnie decyzja ta jest jednak kontrowersyjna. Zrzutki są przecież dopuszczalne, jedno wyłamanie też, a parkur został pokonany bez żadnych oczywistych błędów ze strony jeźdźca.


Na koniec Kasia bez problemu zaliczyła teorię i chwilkę porozmawiała z komisją o jej skokach, przy czym po raz kolejny wyszła na jaw nieznajomość przez członków tej komisji nieznajomość zasad egzaminowania (np. kwestia czasu, jaki musi upłynąć między egzaminem a poprawką). No, ale trudno, przemilczmy to litościwie bez dalszych szczegółów.


Generalnie - szkoda zmarnowanej szansy, bo praca Kasi i przyszłoroczna matura Soni powodują, że o ile "powtórka" Kasi stoi pod znakiem zapytania, o tyle Sonia najprawdopodobniej dopiero po maturze i egzaminach na studia (czyli: za 9 miesięcy) będzie mogła myśleć o odznace...



Podsumowując: na niepowodzenie złożły się tak naprawdę czynniki niekoniecznie stricte jeździeckie. Jeżeli mamy myśleć na przyszłość o braniu udziału w zawodach i egzaminach, to bez wątpienia trzeba:
- nie oszczędzać Mateora, zrobić mu przed jazdą egzaminacyjną porządną, długą, wysiłkową rozgrzewkę (a wręcz rozgrzewę),
- jeździć jak najczęściej na wszelkie możliwe i osiągalne dla nas zawody, żeby oswoić Meteora z rozmaitymi miejscami,
- oba konie w miarę możliwości potrenować w takich warunkach, jakie im się niezbyt podobają (pusta hala).
- przemyśleć sposób trenowania Fuksa tak, by jednak potrafił wykrzesać z siebie więcej energii w ruchu,
- a poza tym ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć, bo tylko wówczas konie będą wiedziały, czego dokładnie się od nich oczekuje, uodpornią się ba stresogenne bodźce i wypracowana zostanie pełna współpraca i zaufanie z jeźdźcem w każdych okolicznościach.



Jak słusznie zauważyła Sonia: "co nas nie zabije, to nas wzmocji". Wszystko przed nami !