Ban'ei Kinen




czyli: niezwykły japoński wyścig

04.12.2013


Nieraz już pisałem o rozmaitych wyścigach - przede wszystkim tych nietypowych, powiązanych z lokalnymi tradycjami lub będących upamiętnieniem jakichś ważnych, historycznych wydarzeń. Takie wyścigi odbywają się w różnych krajach i na ogół mają formę zmagań jeźdźców na ich wierzchowcach, ale opisywane były też rozmaite wyjątki, w rodzaju np. pławienia koni w San Fernando de Apure, czy przepędu w Palio di Asti. Istnieje jeszcze jeden nietypowy wyścig, o którym warto by parę słów powiedzieć: Ban'ei Kinen, lub krócej: Banei.



Przede wszystkim Banei to gonitwa zaprzęgowa. Po drugie: odbywa się na pozornie krótkim, bo zaledwie 200-metrowym dystansie, w dodatku w dość wolnym i przy tym szybko opadającym aż do zatrzymania tempie. Dlaczego ? Ano dlatego, że zamiast powozów są sanie, a zamiast śniegu - kopny piach. Zamiast płaskiego toru mamy trasę z dwoma sztucznie wzniesionymi pagórkami: pierwszy jest łagodniejszy, około metrowej wysokości, drugi - bardziej stromy i o wysokości 1,7 metra. Zamiast rączych folblutów i arabów są ciężkie, zimnokrwiste konie pociągowe. Do tego dodajmy spoczywający na saniach ładunek o regulaminowej wadze od 400 do 1000 kg (zależnie od klasy gonitwy) - w tych warunkach mimo pozornie "szczątkowego" dystansu do pokonania go potrzeba kilku minut, a bywa, że niejedna ekipa nie jest w stanie w ogóle dotrzeć na metę...

Same zawody prawdopodobnie wywodzą się z wiejskich zmagań zaprzęgów koni używanych w miejscowym rolnictwie i przy transporcie drewna na saniach właśnie. Japonia nie ma własnych raz koni ciężkich, dlatego z czasem, od końca XIX wieku, w szranki zaczęły wstępować zaimportowane konie bretońskie, belgijskie, perszerony. Konie te krzyżowano ze sobą, starając się zwiększyć siłę uciągu - stało się to dodatkowym bodźcem do popularyzacji wyścigów, gdyz hodowcy chcieli sprawdzić efekty swojej pracy hodowlanej, siłę i użytkowość swych koni. Od tamtego właśnie czasu datuje się udokumentowana historia Banei. Mimo, że ma ona zaledwie nieco ponad 100 lat, wpisała się mocno w japońską tradycję, a dla koni hodowanych specjalnie w celu tej rywalizacji stworzono osobną rasę oraz księgę hodowlaną "Nihon Bankei Shu".



Reguły Banei różnią się nieco od reguł w "zwykłych" wyścigach zaprzęgowych. Konie startują w zaprzęgach pojedynczych, z jednym zawodnikiem na saniach. Każdy koń startuje na swoim osobnym torze, z typowych wyścigowych stanowisk startowych. Ukończenie "biegu" następuje dopiero z chwilą przejścia tyłu sań przez linię mety. Po przejściu przez pierwszą przeszkodę konie mogą być przez powożących zatrzymywane dowolną ilość razy - choćby po to, by przez chwilę mogły nabrać sił do dalszego ciągu zmagań. Wreszcie: powożący nie mogą miec ze sobą batów, a do kierowania i poganiania zwierząt mogą używać wyłącznie lejcy. Wreszcie: widzowie mają możliwość chodzenia za barierkami wzdłuż toru i swobodnie obserwować zmagania z bliska. I jeszcze: Hokkaido ma dość ostre i obfitujące w śnieg zimy. Zawody odbywają się jednak bez względu na pogodę, nawet w najbardziej niekorzystnych dla koni, zawodników i widzów warunkach, często w deszczu, śniegu i w kłębach buchającej z końskich pysków i ust zawodników pary. A jak taki wyścig wygląda w praktyce ? Ano proponuję obejrzeć sobie np. ten oto film...

W Banei wcale nie chodzi o szybkość, to przede wszystkim pokaz brutalnej siły. Zgodnie z typowym dla japońskiej kultury perfekcyjnym opanowaniem i powściągliwością nie ma też w nich wyrażanych w niepohamowany sposób emocji. Nawet u zwycięzcy nie daje się zwykle dostrzec typowych dla europejskiego sportu gestów, oznak radości. Takie godnie i dumnie powściągliwe zachowanie to też swoista tradycja, wpajana młodym powożącym przez "starą gwardię" torów.



Zawody Banei w przeszłości odbywały się głównie w podprefekturze Tokachi i jej okolicach, to jest: w regionie położonej na najbardziej na północ wysuniętej japońskiej dużej wyspie Hokkaido. Po raz pierwszy formalnie odbyły się w roku 1946. Ich popularność zaczęła nadzwyczaj szybko rosnąć w całym okresie powojennym, zwłaszcza w latach 50-tych ubiegłego wieku. Imprezą zaczęły zarządzać wtedy cztery tamtejsze miasta: Kitami, Asahikawa, Iwamizawa, and Obihiro. Zawody dawały władzom lokalnym ogromny dochód, głównie z zakładów hazardowych. Były to czasy poważnych graczy o wielkie stawki (oraz wszechobecnych drobnych przestępców). Szczyt popularności Banei przypada na lata 80-te, później jednak zainteresowanie spadało, co przełożyło się na drastyczny spadek przychodów. Wiązało się to oczywiście z totalnym upowszechnieniem się traktorów na Hokkaido, rola konia w lokalnej kulturze bardzo zmalała. Prawdziwy kryzys miał miejsce w 2007 roku, gdy trzy z miast wycofały się z organizacji z powodów finansowych - wcześniejsze zmagania przyniosły bowiem (w przeliczeniu) aż 34 miliony dolarów straty. Niestety tak znaczące zredukowanie całego tego biznesu i to jedną szybką decyzją administracyjną spowodowało nagły lokalny wzrost bezrobocia. A konie pociągowe, niegdyś trenowane do sportowych zmagań, w większości trafiły do ubojni...



Dziś zawody organizowane są jedynie w stolicy podprefektury, mieście Obihiro, na tamtejszym torze wyścigowym. Niegdyś popularne, obecnie sprowadzają się do kilku takich wydarzeń w roku, a przed całkowitym zapomnieniem imprezę ratuje sponsoring japońskiej firmy telekomunikacyjnej Softbank, związanej z Apple. Softbank nie zbija na niej kokosów, jednakże ten sponsoring okazał się ponoć dla firmy świetnym zagraniem PR-owym. Perspektywy są jednak niewesołe, pomoc Sofbanku jest chyba tylko odroczeniem wyroku. Fani zmagań sportowych starzeją się, a młodzi Japńczycy są bardziej zainteresowani łatwo dostępnym hazardem przez Internet, ewentualnie "klasycznymi" wyścigami konnymi. Zakładów jest mało, niewielkie stawki obstawiają głównie ludzie starsi i na zmianę tego stanu rzeczy nie ma co liczyć. Jak więc to gorzko i dość dosadnie określił w jednym z wywiadów Hiroyoshi Mitsui, od trzech pokoleń hodowca z Hokkaido: “Dziś tylko głupcy mają konie...”



Nawet sami zawodnicy zauważają, że w ostatnich latach zmienił się bardzo stosunek ludzi do koni, zwłaszcza w miastach. Gdy Banei stały przed groźbą całkowitej likwidacji, wiele osób, w tym sami powożący, zaangażowało się czynnie w kampanię na rzecz zachowania imprezy. Gdy zbierali w tym celu podpisy na ulicach, często słyszeli od przechodniów, że powinni raczej zapomnieć o gonitwach i się przekwalifikować. Działo się tak, gdyż wielu widzom nie podobało się zbyt brutalne ich zdaniem popędzanie koni. Faktycznie, konkurencja wymaga od zwierząt ogromnej siły i niezwykłej kondycji, konie często docierają do mety będąc na skraju wytrzymałości, wydają się prawie upadać ze zmęczenia, zatem ostre poganianie nie dziwi - aczkolwiek na filmach ciągłego okładania batem "na ostro" jednak nigdzie nie dostrzegłem, co najwyżej pojedyncze trzepnięcia lejcami. Głosy oburzenia jednak mnie nie dziwią, bo wysiłek jest ekstremalny, a zmuszanie zwierzęcia do niego w imię li tylko ludzkiej przyjemności nie jest chyba najlepszym sposobem rozrywki... Z drugiej strony bądźmy szczerzy: pokonanie wysokiej klasy toru WKKW może być dla konia równie wielkim wyzwaniem, a i o poważną kontuzję na takim torze o wiele łatwiej. I tak naprawdę jedno tylko mnie mocno bulwersuje w Banei: oficjalne kategorie wiekowe dwu- i trzylatków...



Zródła:

http://hij.com.pl/kon-perszeronski/
http://www.smog.pl/wideo/800/sport/
http://konie-z-zimna-krwia.bloog.pl/id,4983416,title,PferdeStark09-Detmold-29-30-sierpnia- 2009,index.html?smoybbtticaid=611c7b
http://en.wikipedia.org/wiki/Ban%27ei
http://www.examiner.com/article/horse-racing-japan-ban-ei-unique-sled-pull-race
http://www.nytimes.com/2006/12/25/world/asia/25japan.html?_r=0