Chcesz jak najtańszym kosztem ogrodzić pastwiska pastuchem elektrycznym ? To się robi tak:
1. Oceniasz długośc ogrodzenia z pastucha.
2. Kupujesz elektryzator w firmie ATVA Augustów (http://www.atva.alpha.pl/moja17.html) za "aż" 120
(słownie: sto dwadzieścia) złotych z roczną gwarancją (cena obejmuje zasilacz i kabel do akumulatora,
sprzedają wysyłkowo, mamy z nimi same dobre doświadczenia - także z naprawą gwarancyjną "na gębę",
w oparciu o włącznie wzajemne zaufanie).
3. Kupujesz zwykłe (!) izolatorki (http://www.horizont.com/rolos/11275KPL.jpg), kilka bramek i drut
do pastucha w firmie ROLOS - tu jest IMHO najtaniej. Zwykły, pojedynczy DRUT ! Żadne plecionki,
żadne taśmy - argumenty o większej wytrzymałości to demagogia, żadna linka nie wytrzyma naporu 500-600
kg masy konia. Najlepiej kupić drut w szpulach po 500m.
4. Zapominasz o plastikowych palikach i w najbliższym lokalnym tartaku kupujesz odpady po cenie drewna
opałowego - takie długie, cienkie "obrzynki". Za 100 sztuk zapłacisz jakieś 25=30 zł. Wybierasz sobie
takie kawałki, które mają po ok. 170-180 cm.
5a. Jeśli jesteś kobietą, za pomocą miłego uśmiechu, paru komplementów i czteropaka piwa zapewniasz sobie
współpracę jakiegoś młodego, sympatycznego i silnego faceta. Facet będzie miał za zadanie zaostrzyć końce
palików w szpic, a potem za pomocą ciężkiej siekiery powbija te paliki co 5-6 metrów wzdłuż wskazanych
przez Ciebie linii. To na pewno nie jest robota dla kobiety, no, chyba, że dla Agatki Wróbel
) Facet także
powkręca do nich izolatorki na wysokości mniej więcej 80 cm i 150 cm (świeże drewno jest miękkie, nie
trzeba wiercić, po prostu się je wkręca).
5b. Jeśli jesteś facetem - zaciśnij zęby, w milczeniu cierp i pracuj wg przepisu 5a.
6. Rozciągasz drut (szpule są ciężkawe, więc kobieta ww. faceta nie powinna odsyłać, tylko zagonić do
pomocy
), a potem w ten sam sposób przeciągasz biały sznurek sizalowy
(taki, jak do kostkowania siana i słomy; warto go otrzymać metodą związywania kawałków powstałych podczas
zadawania siana i słomy) tak, by konie widziały ogrodzenie (sam drut jest słabo widoczny). Sznurek co
1-1.5 m powinien być podwiązany do druta.
7. Całość podłączasz do elektryzatora (czerwony zacisk), elektryzator dobrze uziemiasz (czarny zacisk
łączysz kabelkiem z kawałkiem stalowego drutu wbitego głęboko w ziemię. Elektryzator podłączasz do
sieci lub akumulatora. Teraz trzeba sprawdzić, czy kopie. (kobieto, a mówiłem, nie odsyłaj faceta !
)
Nie będzie to może wyglądało arcypięknie i superprofesjonalnie, ale będzie działało równie dobrze,
co pastuch na plastikowych palikach i ze sterowanym laserowo i satelitarnie elektryzatorem, no i będzie
tanie, najtańsze, jak to tylko możliwe.
Kilka uwag "na boku":
Powyższy sposób jest tani, ale niezbyt trwały. Takie ogrodzenie przetrwa jakieś 2-3, a w suchych
regionach 4 lata. Po tym czasie wbite w ziemię drewno zacznie częściowo gnić i łatwo się łamać
(np. na umiarkowanym wietrze), a i sznurek sizalowy zacznie tleć, strzępić się i rwać. Ale koszt
wymiany jest tak mały, że moim zdaniem warto opisane tu rozwiązanie stosować.
Niestaranne uziemienie (brak styku, przetarty kabel itp.) może spowodować po pewnym czasie uszkodzenie
zasilacza lub elektryzatora - napięcie, jakie wówczas gromadzi się na kondensatorze elektryzatora może
spowodować przebicia na inne elementy elektroniczne.
Polecam 2-krotne owijanie druta wokół każdego izolatora oraz sznurka wokół drutu - w razie przerwania
się drutu nie ma "luki" w ogrodzeniu, konie nie zwieją.
Jeśli sąsiadujesz z łąkami należącymi do innego właściciela - odsuń się ok. metr od granicy. Konie
będa sięgać do trawy pod dolnym drutem - w ten sposób nie wyrządzą szkody.
Jeśli pastwiska masz w ruchliwej okolicy - poprowadź 2 linie palików: wewnętrzną z prądem i zewnętrzną -
tu wystarczy sam sznurek, przez konie kojarzony ze wstrząsem elektrycznym. W razie uszkodzenia pastucha
wewnętrznego przez np. brykającego konia ogrodzenie zewnętrzne będzie nienaruszone i zapobiegnie ucieczce.
Pamiętaj o wykaszaniu trawy i badyli pod pastuchem - mokre łodygi potrafią "uziemić" pastucha tak, że
impulsy będą słabe lub nawet żadne.
Poprowadź druty tak, żeby cała instalacja była podłączona do elektryzatora conajmniej 2-ma kablami.
W razie uszkodzenia jednego z nich cała instalacja nadal będzie pod napięciem.
Chcesz jeszcze bardziej oszczędzić i wpadłeś (-aś) na pomysł nabycia tylko kawałka pastucha i jego przenoszenia
na kolejne kwatery ? Zapomnij, więcej z tym zachodu, niż faktycznych korzyści. Użeranie sie co parę dni z taką
przeprowadzką to naprawdę zbędna strata czasu i sił.
Dodane później:
Jak wspomniałem, jest to sposób na około 3 lata, który ponadto wymaga dość częstych napraw (wymiana gnijących lub
połamanych słupków. Naprawy nie są wprawdzie codziennością, ale są na tyle "upierdliwe", że po kilku latach
zdecydowaliśmy się zawiesić drut pastucha na czymś bardziej trwałym. Tym czymś były cienkościenne calowe rurki
długości 2m, zabetonowane (!) na 0,5m w ziemi. Przed zabetonowaniem rurki zostały dwukrotnie pomalowane, a w każdej
na wysokości 10 i 70 cm od góry zostały wywiercone na wylot 2 otwory średnicy 6 mm. W te otwory wpuszczono
długie śruby z gwintem (fi 5 mm), któymi przymocowano do rurek 80-centymetrowe kawałki zaimpregnowanej kantówki.
Do kantóki przykręcono zwykłe izolatorki pastuchowe do drewna (posiadane w starym pastuchu, tym na słupkach
drewnianych). Kantówka pełni rolę izolatora, po za tym pozwala na łatwe wkręcanie izolatorków w dowolnych jej
miejscach. W razie potrzeby kantówkę można łatwo i bez wysiłku wymienić, a słupków nie trzeba, są "prawie
niezniszczalne".
Nasze patenty stajenne
W naszej stajni również mamy kilka patentów i wynalazków (jak to dumnie brzmi ! ).
Po części są to realizacje wzorów znalezionych w książkach lub podpatrzonych w innych stajniach, po części - wytwór
własnej inwencji twórczej. Poniżej - kilka zdjęć, schematów i opisów. Może ktoś z Was z któregoś skorzysta ?...
Suszenie ziarna
No niestety, i nas dotknął problem zbyt wilgotnego ziarna. Ziarno po zbiorze nie zostało dostatecznie dobrze wysuszone
i choć na pozór dobre i trzymane w zamkniętej skrzyni, przy jesiennej pogodzie, niewygórowanych temperaturach i większej
wilgotności powietrza zaczęło pleśnieć. Objawiło się to charakterystycznym "ziemistym" zapaszkiem, wyczuwanym w sumie
tylko wtedy, gdy wsadziło się głowę do skrzyni (tzn. było to wczesne stadium pleśnienia). Nie były widoczne na ziarnie
żadne naloty, jednak ocena nasza i zaprzyjaźnionych rolników była jednoznaczna: ziarno nie nadaje się do skarmiania.
Aby uniknąć w przyszłości takich wypadków, skonstruowaliśmy opisaną wyżej "suszarnię" do ziarna, która została niedawno
zamontowana w skrzyni na owies. Od teraz każdy nowy transport ziarna będzie zawsze podsuszany przez 2-3 dni tak, aby mieć
pewność, że wilgotność ziarna wynosi nie więcej niż 15-16 %.
Do wykonania suszarni wykorzystaliśmy wentylator kanałowy "z odzysku" o średnicy ok. 40 cm. Ma on niewielką moc, ok. 0,4 kW,
biorąc jednak pod uwagę, że w 60-tonowym silosie sąsiada pracuje wentylator 3,5 kW, ta mała moc naszego "wiatraczka" na
nasze 2 tony powinna wystarczyć. Jako "medium transmisyjne" do powietrza użyliśmy 4 rur drenarskich fi 100, każda długości
5 m, każda na jednum końcu zaślepiona plastikową zaślepką drenarską. Drugie końce zostały osadzone na klej w deklu
z miękkiego drewna, stanowiącym też "uszczelkę" między deskami skrzyni a wentylatorem. W ścianie skrzyni został wykonany
otwór 25 * 25 cm, przez które rury zostały wprowadzone do wnętrza skrzyni.
Do ściany skrzyni zamocowany został dekiel i następnie na niego wentylator. Koszty (rok 2008): wentylator - 200 zł,
rury drenarskie fi 100 20 mb z zaślepkami PCV - 80 zł, 4 zaślepki - 20 zł.
Suszarka do derek
W sumie żadna wielka rewelacja, ale bardzo przydatna rzecz. Derki stosowane są głównie zimą po jeździe, przejmują wówczas
większość potu konia i wymagają suszenia. Z uwagi na zapach mało kto chciałby suszyć je w domu... Stąd najwłaściwszym
miejscem wydaje się być jednak stajnia. Derka rozłożona zajmuje jednak trochę miejsca; najlepiej więc byłoby ją wieszać
gdzieś wysoko tak, by nie przeszkadzała i by suszyła się tam, gdzie powietrze zawsze jest cieplejsze (pod sufitem).
Nasza suszarka to po prostu długie pręty z włókna szklanego (zostały u nas po budowie, gdzie był wykorzystane do poziomowania
wylewek podłogowych), podwieszone na sznurkach. Sznurki przechodzą przez haczyki, dzięki czemu można wieszak podnosić
i opuszczać.
Zwijacz do owijek
Z plastikowej szpuli po taśmie do pastucha elektrycznego ucięliśmy jeden bok. Do drugiego zamocowana została stara,
drewniana rączka od pilnika do drewna, a część środkowa dla właściwej przyczepności oklejona została zwykłym plastrem.
Całość jest osadzona na "stelażu" z kawałka zwykłej, starej, półcalowej rurki wodociągowej.
Po nawinięciu owijki szpulę ściąga się ze stelaża, a ze szpuli - owijkę. Szybko, sprawnie, tanio i smacznie.
)
Wieszaki na ogłowia i kantary
To po prostu 15-centymetrowe kawałki sosnowego stempla, przerąbane wzdłuż na pół i przybite do deski, która później została
zamontowana na ściane stajni.
Zabezpieczenie żłobów
Konie często łapią w zęby, szarpią i ściągają z wieszaka powszechnie stosowane, plastikowe żłoby. Robią to z nudów, w złości
lub w poszukiwaniu pozostałości paszy. W efekcie po boksie walają się pojemniki, które koń może nadepnąć i zniszczyć, lub
o które może się skaleczyć (o metalowe haki do zawieszania). Jeśli zaś w pojemnikach jest woda, kończy się to zalaniem
ściółki. Aby nie dopuścić do tego w boksach zamontowaliśmy blokady żłobów.
Są to metrowe kawałki profila stalowego, z jednej
strony przymocowane na zawiasie do belki, służącej do zawieszania żłobów, z drugiej - zakończone śrubą. Po zawieszeniu
żłobu opuszcza się blokadę i na śrubie zakręca nakrętkę, uniemożliwiającą otwarcie blokady.
Paśnik
Paśniki w boksach wyglądają tak, jak na zdjęciu. "Patent" polega na tym,że są zrobione z grubej siatki plecionej lub
zgrzewanej (minimum 4 mm), dzięki czemu pył i śmieci, jakich zawsze pełno w sianie, osypują się na ziemię, a jedzący koń
ma czystszą paszę i nie wdycha zbyt wielu paprochów. Brzeg paśnika to grubościenna rura fi 50, zabezpieczająca przed
"nadzianiem się" konia na pręty z siatki. Całość konstrukcji jest spawana.
Wieszak na drągi do przeszkód
To prosta, spawana konstrukcja ze starych rurek wodociągowych, mocowana do ściany na solidne kołki rozporowe (12-ki).
Myjka
Z węża ogrodowego, kilku starych rur i mufy została "sklecona" prosta i praktyczna myjka, z której korzystamy od wiosny
do jesieni.
Pionowa rura ma średnicę 70 mm i jest zabetonowana w ziemi na głębokość 80 cm. Wykorzystaliśmy fakt, że na
jednym końcu (górnym) była ona nagwintowana - po nakręceniu na gwint mufy i dospawaniu do niej poziomego ramienia (rurka
3/4 cala) uzyskaliśmy w ten sposób możliwość ruszania ramieniem na boki. Wąż do rur przymocowany jest kilkoma zakręcanymi
metalowymi opaskami zaciskowymi, jakie można kupić w każdej Castoramie na stoisku wodno-kanalizacyjnym lub ogrodniczym.
Woda przechodzi przez poziome ramię - węże podłączone są pionowo do kolanek z nyplami, aby nie trzeba było ich zginać.
Zabezpieczone są metalowymi opaskami zaciskowymi.
Solarium
Ano musimy się pochwalić: w naszej małej, przydomowej stajence dorobiliśmy się solarium ! Ponieważ temat ten wymaga
obszerniejszego opisu, zapraszam tu:
solarium.html
Uchwyt na wiadro
Fuks to koń-demolka. Ciekawy wszystkiego łapie w zęby każdy dostępny przedmiot. Niestety także łyka. W efekcie oba nawyki
oznaczają, że w jego boksie nic nie może ot, tak sobie wisieć, wszystko musi być przymocowane najmocniej, jak się da.
Jeśli nie jest, to zapewne zostanie zerwane i pogryzione. Nie inaczej jest ze żłobem i poidłem - po latach prób
w charakterze tego pierwszego stosujemyt dużą, plastikową kastę budowlaną, zakupioną w Castoramie. Jest dość wytrzymała,
płaska, szeroka, niewysoka, a przez to stabilna. Nie mocujemy jej do niczego, po prostu stawiamy na podłodze i nawet,
gdy koń się nią zechce bawić, to nie będzie ona stawiała oporu, więc zwierzak nie uszkodzi jej tak, jak uszkodziłby, gdyby
zerwał ją z zamocowań. Dodatkową zaletą są kształt i duże wymiary - łapczywie jedzący koń mniej wyrzuca owsa na zewnątrz,
niż robił to w przypadku klasycznego, zawieszanego żłobu. Gorszy problem był z wodą - stawianie Fuksowi wiader na podłodze
przy jego niszczycielsko-zabawowych skłonnościach kończyło się popękaniem ich na kawałki (plastikowych) lub totalnym
zdefasonowaniem (metalowych). Oczywiście dodatkową atrakcją było obfite zalanie ściółki w boksie. To ostatnie było
najgorsze - koniowi się nieraz "powodziło", a my w tym szczególnym przypadku wolelibyśmy, by się mu jednak "nie przelewało"
Powstał zatem "przeciwpancerny" uchwyt do wiadra, który póki co sprawuje się naprawdę
doskonale.
Uchwyt ma postać dwóch mocowanych w rogu boksu (do ścian) obejm z płaskownika 40*4 mm. Górna krawędź górnej obejmy jest
na tym samym poziomie, co krawędź wiadra, by koń nie mógł za wiadro złapać. Dolna obejmuje spód wiadra na poziomie ziemi.
Duża szerokość płaskownika zapewnia stabilne "zagnieżdżenie się" wiadra w uchwycie. Obie obejmy połączone są z przodu
wzmacniającym wspornikiem z takiego samego płaskownika, który dodatkowo odpowiednio utrzymuje obejmy względem siebie.
Obejmy mają otwory na śruby 8 mm, którymi są mocowane do kołków rozporowych 12 mm. Na środku dolnej obejmy dodany został
"ekstra" kawałek płaskownika z takim samym otworem, służącym do zamocowania całości do podłogi i utrudniającym podniesienie
konstrukcji do góry przez konia zębami. Uwaga: otwór ten powinien znajdować się jak najbliżej obejmy.
Obie obejmy mają ten sam kształt, lecz różne wymiary. Idąc od jednego końca mamy: kawałek płaskownika z otworem montażowym,
zgięcie o 90 stopni, odcinek prosty, łuk - ćwiartkę koła, odcinek prosty i kawałek płaskownika z otworem montażowym.
Wymiary (w centymetrach) poszczególnych elementów są podane na rysunku - odpowiadają one wiadru ocynkowanemu, którego
średnica góry to 33 cm, a dna - 22 cm ("duże" wiadro pojemności ok. 15 litrów). Fragment będący łukiem będzie miał
inną długość w obejmie dolnej (na rysunku: kolor czerwony), a inną - w górnej (kolor niebieski). Natomiast pozostałe
fragmenty w obu obejmach mają długość taką samą - tak ma być, nie jest to błąd.
Zabezpieczeniem mocującym wiadro w uchwycie jest po prostu przechodzący przez ścianę zgięty pręt, który można obracać
i przesuwać w ścianie o ok. 2 cm w celu wyjęcia lub zablokowania wiadra. Po drugiej stronie ściany jest on oczywiście
zabezpieczony nakrętką.
Kawaletki (cavaletti)
Chyba każdy jeździec zna kawaletki - drewniane drągi na nózkach w formie krzyżaków. To bardzo praktyczny włoski wynalazek,
umożliwiający zarówno wykonanie wielu ćwiczeń z koniem (z ziemi i z siodła), jak i np. stworzenie stacjonaty o zmiennej
w pewnym zakrezie wysokości, w zależności od aktualnych potrzeb. Na kawaletki (zwykle trzeba 4-6 sztuk) nadają się zwykłe,
okorowane drągi sosnowe długości dokładnie 3 m, zaś na same krzyżaki (boczne nóżki) - sosnowa kantówka 4*6 cm. Kształt
i wymiary tych elementów pokazane są (chyba dość dobrze ?) na rysunku. Każdy, kto potrafi posługiwać się miarką taśmową
lub składaną (tzw. "colsztokiem"), młotkiem i dłutem oraz piłą i wkrętarką, powinien elementy drewniane wykonać bez
kłopotów. Problem natomiast pojawia się w momencie, gdy trzeba przymocować drągi do krzyżaków w sposób trwały i do tego
"konioodporny" (konie często niestety przewracają kawaletki lub stają na nich i wówczas całość się wykrzywia... Aby temu
zapobiec w naszych kawaletkach do połączenia drżgów z krzyżakami zastosowaliśmy wzmocnienia ze stalowego płaskownika
szerokości 40 mm i grubości 6 mm, z wspawanymi wzmocnieniami z pręta zbrojeniowego średnicy 12 mm. Wykonanie ich wymaga
umiejętności posługowania się spawarką, ale zapewniam, że warto te elementy w kawaletkach zastosować. Kształt i wymiary
wsporników także są podane na rysunku; jeśli coś będzie niejasne - piszcie, a chętnie odpowien ma wszelkie Wasze
pytania.
Stojak na siodła
Przydaje się doskonale do stajni, podczas czyszczenia i smarowania siodła oraz podczas wyjazdów na zawody. Nasze
zostały wykonane własnoręcznie - jednak nieco później okazało się, że za podobne koszty (kilkanaście złotych) można
nabyć takie stojaki w Castoramie na stoisku z drabinami. Nie ma więc za bardzo sensu opisywanie sposobu wykonania,
warto natomiast zwrócić uwagę, że wielkość stojaka powinna być dopasowana do wielkości siodła i że taki kupny
stojak warto górą obić kawałkiem jakiejś wykładziny (z użyciem gwoździ tapicerskich), by uniknąć drobnych otarć
siodła przez szorstkie drewno.
Wieszak-suszarka na ochraniacze
Po jeździe w deszczu lub na śniegu ochraniacze są zawsze mokre. Tak samo po jeździe w błocie, gdy wypada je umyć.
Schną niestety długo. Aby więc ułatwić ich suszenie skleciłem prosty wieszaczek na ścianę. Niby nic takiego, żaden
problem zrobić podobny z drewna lub pospawać z rurek. Jednak w dłuższej perspektywie czasowej drewno źle znosi
kontakt z mokrymi rzeczami, podobnie zresztą jak konstrukcja żelazna. Powstał więc wieszak wodoodporny, w dodatku
taki, którego wykonanie nie powinno nastręczać żadnych kłopotów absolutnie nikomu. Do jego wykonania użyto półcalowych,
plastikowych rurek, kolanek i trójników, używanych obecnie to montażu instalacji wodnych. Są one dostępne w każdej
Castoramie. Poziome szczebelki drabinki mają po 50 cm (da się wówczas na każdym powiesić po 2 ochraniacze na przód),
pionowe między szczeblami - 20 cm. Całość jest odsunięta od ściany i ustawiona pod skosem tak, by woda ze sprzętu
zawieszonego wyżej nie kapała na to, co wisi poniżej - górne kawałki odsuwające drabinkę od ściany mają po 40 cm,
dolne - 10. Budowa wieszaka sprowadza się do zakupienia tanich jak przysłowiowy barszcz elementów, pocięciu rurek
na odpowiednie kawałki (materiał jest dość miękki i łatwo się tnie) oraz połączeniu wszystkiego razem trójnikami
i kolankami (z użyciem dowolnego kleju do plastiku). Całość została zawieszona na 4 haczykach tak, że można ją po
prostu zdjąć w każdej chwili. Koszt - 32 zł (2 rurki długości 3 m - 8 zł, 8 trójników - 12 zł, 8 kolanek - 12
zł). "Tanio i smacznie" !
Inhalator wersja 2.0
Było nam bardzo miło, gdy niespodziewanie okazało się, że nasze solarium doczekało się kilku braci-
bliźniaków w innych stajniach. Tym milej nam, że i opisywany na początku tego opracowania inhalator
nie tylko sprawdził się w praktyce, ale nawet doczekał się ulepszeń, wymyślonych przez Grzegorza
Stawarza. Jego klacz, Flora, miała problemy z zatokami. W ramach leczenia Grzegorz postanowił robić
jej inhalacje z użyciem naszego "patentu" i podczas jego produkcji dokonał w nim dwóch istotnych
modyfikacji. Po pierwsze: zamiast zwykłej butelki po coca-coli użył butelki z napoju Neste, która
ma dużo szerszą szyjkę, dzięki czemu lecznicze opary łatwiej się z niej wydostają. Po drugie: na
butelce zrobił dodatkowo izolację cieplną, dzięki czemu preparat do inhalacji dłużej pozostaje gorący
i przez to lepiej paruje. Brawo za pomysłowość !
A tak Grzegorz opisuje swoje wrażenia z użytkowania:
"Sprawdza się super :) trzeba wziąć pod uwagę
iż Flora jako ślązak jest spokojna, więc nie było problemu ;) Inhalacje robiłem już 2 razy, dzisiaj
będzie trzeci, inhalacja trwa około 25 minut, już po 5 minutach widać iż koń się relaksuje, głowę
opuszcza w dół, stoi i wdycha. Tak jak by "głupiego jasia dostała" ;) Inhalacje robię z: drzewa
herbacianego, eukaliptusu, kopru włoskiego i olejku Manuka(...) Zastanawiałem się czy jeszcze jakiejś
szmaty nie dawać do uszczelnienia ale Flora kładzie nos przy samej nakrętce, więc nie ma takiej
potrzeby - pewnie w niektórych przypadkach będzie to potrzebne :)" Zaś sam inhalator "w wersji
2.0" wygląda tak:>
wyłącznik czasowy
O tym, ile przebywające upalnym latem na wybiegu konie potrafią wchłonąć wody, wie każdy właściciel stajni.
Dość powiedzieć, że sam niegdyś widziałem, jak po powrocie z pastwiska niepozorny koń rasy fiordzkiej w pojedynkę
"wciągnął" na jeden raz pół małej wanny wody, która stała przy stajni w charakterze poidła. W naszej stajni
jedna spora wanna przypada na tylko dwa statystyczne konikowe łby, a i tak latem te wanny muszą być napełniane
wodą nawet po 2 razy dziennie. Aby nie płacić horrendalnych rachunków za wodę, korzystamy ze studni, którą kazaliśmy
wykopać podczas budowy domu i stajni. Jednak napełnienie jednej dużej wanny za pomocą elektrycznej pompy trwa
około 15 minut. Czekanie na napełnienie się wanien i pilnowanie, by się one nie przepełniły, było okropnym
marnotrastwem czasu, dlatego zastosowaliśmy "patent", który w latach 70-tych był w chyba każdym domu,
w którym działał nowszy model pralki "frania". Takie pralki były wyposażone w mechaniczne wyłączniki czasowe,
działające na zasadzie zegara, czy kuchennego minutnika. Pozwalały na "nakręcenie się" i uruchomienie pralki
na czas od jednej minuty do kilkunastu. Dziś w urządzeniach zastąpiły je timery elektroniczne, które jednak
same są odbiornikami prądu, potrzebującymi napięcia 230 V. U nas rzecz ma się tak, że wyłącznik pompy znajduje
się przy wannach, w pewnej odległości od studni i gniazdka z prądem. Od studni, gdzie jest podciągnięte napięcie,
do miejsca instalacji wyłącznika pociągnęliśmy niegdyś pod ziemią przewód 2-żyłowy, będący tylko "przedłużeniem"
dla samego wyłącznika, nie było więc tam stricte napięcia, zatem o zastosowaniu wyłącznika elektronicznego nie
mogło być mowy. Jednak na Allegro udało się za 20 zł kupić stary wyłącznik mechaniczny od "frani". Podłączenie
go po prostu w miejsce typowego wyłącznika z "klawiszem" pozwala teraz włączać pompę na określony czas.
Wiedząc, ile trwa napełnienie wanny, wystarczy przekręcić pokrętło o odpowiedni kąt i zająć się innymi sprawami,
np. sprzątaniem stajni, czy pójściem po konie na pastwisko. Dzięki wyłącznikowi czasowemu wanna się napełni,
ale nie przeleje. Jest to tym ważniejsze, że w suche lato w studni potrafi być wody "na styk" i każde jej
marnotrastwo byłoby niewskazane. I jeszcze uwaga: mechanizm wyłącznika jest typowym mechanizmem zegarowym,
napędzanym sprężyną. Instalacja wyłącznika wprost "pod chmurką" zapewne spowodowałaby po pewnym czasie
uszkodzenie mechanizmu przez wilgoć, dlatego wyłącznik został zamknięty w małym pudełku na produkty kuchenne
za jedyne 5 złotych. Do dziś całość sprawdza się doskonale !
P.S. Podobny wyłącznik można zastosować np. do sterowania czasem naświetlania w solarium.
Wał łąkowy
Kolejny powód do dumy: powstał nasz wał łąkowy - całkowita samoróbka. Obszerniejszy opis jego budowy znajduje
się tu:
wallako.html
Stertnik
Kupiliśmy i zaadaptowaliśmy podbieracz liści buraczanych na potrzeby wyładowywania obornika na pryzmę.
Obszerniejszy opis znajduje się tu:
stertnik.html
Paka na sprzęt jeździecki
Dlaczego wpadnuięcie na pomysł, że dobrze byłoby skonstruować własną pakę na sprzęt jeździecki, zajęło mi aż 10 lat ? Sam nie wiem...
Ale jest faktem, że na AMP-ach sprawdziła się znakomicie. Przetoczona do stajni stała sobie zamknięta przy boksie, dzieki czemu
wszystko, co było potrzebne do "ogarnięcia" konia było na miejscu i odpadał problem noszenia mnóstwa rzeczy do stajni każdorazowo
przed jazdą. Paka jest drewniana, zrobiona z płyty MPF grubości 18mm - a więc dośc "pancerna" i ciężka. Chodziło o to, by była na
tyl wytrzymała, by dało się ją przewozić na dyszlu bukmanki - ale do tego etapu jeszcze trzeba dojśc. Konstrukcja samej paki jest
tak pomyślabna, by zachowana była sztywność (czerwonymi kreskami zaznaczono mocowanie wkrętami meblarskimi). Całośc jest osadzona
na ramie z kątowników 25*25*2,5 mm o kształcie pokazanym na rysunku. do ramy dospawana jest rączka do ciągnięcia i zamocowane kółka
plastikowe pełne o średnicy 20 cm, Kółka obracają się na ośkach od taczek - oba elementy kupione w Castoramie. Ośki osadzone są na
długich metalowych śrubach, którym uciąłem łebki i dospawałem do ramy. W środku zamocowany jest prosty wieszak na 2 siodła, pospawany
ze zwykłych rurek wodociągowych. Cąłość z zewnątrz jest pomalowana, a od wewnątrz obita cieniutką wykładziną "za psie grosze" tak,
by sprzęt jeździecki ocierając się o ściany podczas kołysania nie uległ zniszczeniu. Koszt wykonania - ok. 250 zł, co ma się nijak
do pak sprzedawanych w sklepach jeździeckich (od 800 zł do "lepszych" kilku tysięcy).
Spychacz-wyrównywacz
Nazbyt grząskie i nierówne piaszczysto-ziemiste podłoże na naszym placu do jazdy spędzało sen z powiek. Pierwszym narzędziem do
jego wyrównywania był pług-samoróbka, kawał grubej (6 mm) blachy z dorobionymi zaczepami na zaczep trójpunktowy naszego ciągnika.
Nadawał się świetnie do wygładzania placu (a przy okazji i odśnieżania). Jednak jako, że podnośnik ciągnika potrafi tylko dźwigać do
góry, a nie działa żadną siłą w dół, więc pług nie sprawdzał się, gdy trzeba było faktycznie ruszyć z miejsca jakąs górkę. Potem
kupiliśmy kultywator, który wzruszał glebę, co później ułatwiało pługowi jej zgarnianie oraz wał strunowy, którym można było rozbijać
bryły ziemi po pracy kultywatorem. Summa summarum sam wał roboczy połączyłem z kultywatorem, tworząc po amatorsku agregat. Po wale
zostało mi jego zawieszenie do ciągnika, które wykorzystałem do skonstruowania bardziej efektywnego "spychacza". Do ramy z mocowaniem
dodałem po bokach dwa "pancerne" ramiona z ceownika, do których skośnie (60 stopni) dospawałem metrowej szerokości grubą (8 mm) blachę.
Wspawanie jej, z uwagi na działające na spychacz siły, jest wyjątkowo solidne. Do spodu blachy przykręciłem kilka starych zębów z naszego
kultywatora, przez co całość lepiej "wgryza się" w ziemię. Na górze ramion z kolei dodana została rama z kątownika, której wymiary
pozwalają na ciasne ułożenie czterech betonowych bloczków fundamentowych - to daje łącznie ciężar ok. 120 kg. Dzięki bloczkom pojawia
się siła nacisku, pozwalająca na efektywne wbicie się maszyny w grunt. Całość jest przy tym na tyle nisko osadzona, że jest możliwe
podjechanie maszyną np. pod ogroszenie z pastucha elektrycznego i wybranie ("wywleczenie") stamtąd ziemi. Sprzęt - powiem nieskromnie -
sprawdza się doskonale zwłaszcza tam, gdzie jest konieczne wyrównanie górek powstałych z ubitej lub zarośniętej trawą ziemi. I ma jeszcze
jedną zaletę: sam pług daje się odkręcić od ramy, na której daje się potem np. zamontować ciągnikową skrzynkę transportową.
Minisilos na paszę
Znowu musimy się pochwalić: w naszej małej, przydomowej stajence dorobiliśmy się minisilosu. Jest to alternatywa dla drogich konstrukcji,
przy czym jego pojemność (2 m3) sprawia, że lepiej przystaje dla potrzeb przydomowych stajenek (takich, jak nasza). Ponieważ tak, jak
i w przypadku naszego
solarium.html temat wymaga obszerniejszego opisu, zapraszam zatem wszystkich tu:
silos.html
Wózek na sprzęt jeżdziecki
Tu znajduje się obszerniejszy
opis konstrukcji wózeczka - zapraszany do lektury !
Dźwig domowej roboty
Tu z kolei jest
opis konstrukcji "domowego małego dźwigu" do ciężkich rzeczy: big bagów z paszą, elementów budowlanych itd.
Podnośnik do balotów własnej "koństrukcji"
Tak tylko dla "posamochwalenia" się, bez większych opisów prezentuję z dumą i nieskromnością podnośnik do balotów własnej konstrukcji. Z chwilą
częściowego przejścia na baloty trzeba było zacząć je przewozić zmiejsca na miejsce. "Tur" do ciągnika był rozwiązaniem dość drogim, zakupiliśmy
więc za 40% tej ceny maszt z wózka widłowego z adaptacją na tył ciągnika. Wstawiłem do niego parę "igieł" i tak powstało pierwsze rozwiązanie.
Działało, ale maneworanie tyłem "na centymetry" było upierdliwe, krótkie "igły" pozwalały złapać tylko te baloty, które stały na brzegu przyczepy,
a ograniczenie stropem stajni nie pozwalało na swobodne podnoszenie (pomyłka w wysokości o centymetry groziła "poskrobaniem" sufitu). Poza tym także
samo załadowanie beli siana do paśnika nie było najwygodniejsze z uwagi na koniecznośc podjazdu pod paśnik "na centymetry" i z ograniczeniem od góry
przez dach wiaty. Maszt więc sprawdzał się jedynie na ocenę "dostateczną" (choć jako ruchome rusztowanie o regulowanej wysokości podczas budowy
wiaty okazał się rewelacją). Drugim podejściem był właśnie prezentowany ładowacz. Konstrukcja główna z "kupnych" profili 100*50*4 mm, podstawa z
100*100*4, uszka do zaczepów z Allegro oraz rózne metalowe drobiazgi z garażu, do rego szlifierka, spawarka i puszka farby - i tak powstała konstrukcja
"na wymiar", nie kolidująca z sufitem, która w postaci złożonej nie zajmuje tyle miejsca, co inne tego typu, licznie spotykane w internecie samoróbki.
Pozwala ona na ściąganie z przyczepy także dalej ułożonych bel i może balot (lub inny ładunek) podnieść na wysokość prawie 5-ciu metrów. Zastosowany
został siłownik dwustronnego działania o średnicy 60 mm i długości 1200 mm z wysuwem 1000 mm. Ładowacz został finalnie konstrukcją zaczepianą na tył -
pierwotnie miała to być konstrukcja na przód, jednakże w trakcie konsultacji z paroma osobami uświadomiono mi, że zbyt duże obciążenie standardowych
przednich kół w naszm nieco już leciwym (choć wciąż dziarskim) ursusie zwiększy możliwe ryzyko awarii. Problem upierdliwości manewrowania tyłem zatem
pozostał, niemniej jednak raz na kilka dni da się to przeżyć. Po pierwszych próbach został jeszcze dodany ekstra jednostronny zawór przeciążeniowo-
blokujący, mający odciążyć siłownik i zapobiegać powolnemu opadaniu pod nazbyt dużym obciążeniem. Efekt końcowy można obejrzeć na tym oto poklatkowym
filmie z
pierwszej próby ładowacza."